Gdy w piątek wieczorem Avery wróciła
po zajęciach do mieszkania, Roxy już tam nie było. Szatynka szybko
coś zjadła, przebrała się i niedługo potem dostała sygnał od
Lou, że czeka pod kamienicą. Kolejny raz czuła, że praca w piątki
wykończy ją fizycznie, w związku z ilością zajęć na uczelni, a
potem przypomniała sobie o tym, o czym nie chciała pamiętać i co
miało szansę wykończyć ją psychicznie. Miała szczerą nadzieję,
że coś w jego zachowaniu się zmieni, ale były to płonne
nadzieje. Nadal patrzył na nią z lekką irytacją, ale z Lou w
pobliżu jakoś nie dokuczało jej towarzystwo bruneta. Jak zwykle
usiadł przy barze, żeby wypić coś na rozgrzewkę, więc musiała
zbliżać się do niego od czasu do czasu. Przez cały wieczór nie
ominęło jej kilka kpiących spojrzeń i jakaś złośliwa uwaga
okraszona nonszalancko uniesionym kącikiem ust. Jej zmęczenie
jednak kazało jej kompletnie go zignorować i myśleć wyłącznie o
tym, ile jeszcze pozostało do powrotu do domu. Była naprawdę
szczęśliwa, gdy Lou z uśmiechem wyszedł zza baru i wręczył jej
płaszcz.
Dziwnie było jej pierwszy raz budzić
się samej w mieszkaniu bez Roxy, ale poza tym, że nie spotkała
nikogo w kuchni to dzięki pracy na malarstwo i ćwiczeniom na
rysunek, prawie nie odczuła nieobecności brunetki. Potem znowu
zebrała się i tym razem już bardziej wyspanej pracowało się jej
lepiej, co chyba źle przyjął jedynie brunet. To znaczy chyba
musiał jakoś wyrównywać jej nastrój, bo w sobotę lepiej mu szło
dokuczanie dziewczynie. W niedzielę wczesnym popołudniem wpadł do
niej Levi, żeby zestawić razem ich obrazy i ocenić jak się razem
prezentują. Chłopak spędził u niej trochę czasu i musiała go
delikatnie wyprosić dopiero, gdy przypomniała sobie, że musi
przygotować się do wyjścia. Gdy zaczynała zbierać się do pracy,
dostała wiadomość od Roxy, że coś się przedłużyło i
prawdopodobnie wróci dopiero rano, w związku z czym nie chciała,
żeby Avery dziwiła się po powrocie z pracy, jeżeli by jej nie
było.
- Avery, chodź tu na chwilkę. - Lou
machnął na nią ręką. Było już po drugiej i powoli wszyscy
zaczynali oczekiwać na zamknięcie lokalu. - Słuchaj, muszę wyjść
trochę wcześniej i Joel jedzie ze mną, bo dzwonił sąsiad, że
coś w mieszkaniu się stało, zalało go chyba, a to jest sąsiad
zza ściany i mówił, że nas też mogło. Nie miałabyś nic
przeciwko, żeby odwiózł cię Niall?
- Nie, w ogóle to mogę wrócić
sama...
- Nie no, nie żartuj. Jest późno, a
poza tym rozumiem, że masz jutro zajęcia, więc nie będziesz
tracić czasu na łażenie piechotą. Chciałem tylko upewnić się,
że nie masz nic przeciwko.
- Nie ma sprawy.
- Super.
Nadeszła trzecia i klub powoli się
wyludniał. Lou i Joel trochę wcześniej się ulotnili, a Avery z
Carą zaczynały sprzątać stoliki.
- Kurde... no nie... - Szatynka
usłyszała za plecami zirytowane westchnienie dziewczyny.
- Co się stało?
- Moja sukienka... ktoś musiał wylać
drinka i musiałam się otrzeć... - Jęknęła dotykając jasnego
materiału.
- Chodź to ci to zapiorę, bo później
będzie ci trudno się tego pozbyć. - Poszły do łazienki i tam
Cara usiadła przy umywalce, a Avery namoczyła i zaprała dziwną
niebieską plamę na skraju białej sukienki.
- Że też akurat dzisiaj ubrałam się
na biało... - Mruknęła wzdychając ciężko.
- Nie martw się, prawie zeszło.
Myślę, że jak wypierzesz, to będzie ok.
- Dzięki wielkie. - Dziewczyna
uśmiechnęła się lekko i zeskoczyła z umywalki. Zaraz po
skończeniu spojrzała na telefon stwierdzając, że musi lecieć, bo
nie dość, że się poplamiła to jeszcze spóźnia się, a chłopak
na nią czeka. Wyszła z łazienki i poleciała do pokoju za barem,
żeby się zebrać. Avery trochę wolniej wyszła z pomieszczenia i
skierowała się na parkiet chcąc sprawdzić, czy Niall jest już
gotowy. Po sali kręciło się jeszcze kilka osób, ale nie mogła
wypatrzyć blondyna, więc zagadnęła jednego ze znanych jej
ochroniarzy:
- Hej, nie wiesz, gdzie jest Niall?
- Chyba już poszedł...
- Nie ma go? Świetnie, czyli wracam
piechotą... - Jęknęła, bo już teraz nie zapatrywała się tak
dobrze na prawie godzinny spacer.
- Avery, to twoje, nie? Lecę, pa!-
Cara, która nagle się pojawiła na parkiecie podała jej płaszcz i
pobiegła do wyjścia.
- Tak dzięki. Pa...
- Słuchaj, będziemy zamykać za
chwilę...
- Już tylko wezmę torbę. - Poszła
do pokoju dla pracowników, ale natrafiła na zamknięte drzwi, więc
wróciła z powrotem do ochroniarza. - Nie wiesz kto ma klucz?
- A Cara go nie zamykała?
- Ale ona już poszła. Widziałeś
jak wylatywała.
- To nie wiem, może zabrała klucz.
- Nie, nie... to niemożliwe... tam
jest moja torba z kluczami... - Dzisiejszy wieczór stawał się
coraz koszmarniejszym żartem. Czekał ją nocny spacer, została bez
telefonu i kluczy, a Roxy nie było. Świetnie.
- No, ale masz płaszcz... pewnie
zgarnęła wszystko co tam było... Mogę do niej zadzwonić... -
Mężczyzna wyciągnął telefon i wybrał numer. Po chwili rozmowy
odsunął urządzenie od ucha i pokręcił głową. - Cara mówi, że
wzięła wszystko, torby nie było i myślała, że po prostu nie
wzięłaś jej.
Avery westchnęła ciężko i
rozejrzała się po pomieszczeniu. Większość już opuściła klub
spiesząc się do domów i na jej nieszczęście nie został nikt z
jej bliższych znajomych, których mogłaby prosić o pomoc.
Cudownie. Jeszcze gorzej poczuła się, gdy zobaczyła opierającego
się o pobliską ścianę Zayna, którego wcześniej nie zauważyła.
Przyglądał się jej i musiał wszystko słyszeć. Jeszcze lepiej.
Miała wrażenie, że brunet zaraz powie coś, co jeszcze bardziej ją
pognębi. Pokręciła zniechęcona do życia głową i narzuciła na
ramiona płaszcz. Może uda się jej wejść do kamienicy od podwórka
i przeczeka parę godzin do powrotu Roxy? Odwróciła się w stronę
wyjścia i dokładnie w tym momencie Zayn odepchnął się od ściany
i zaczął się do niej zbliżać. Avery nie chciała go prowokować
do kontaktu, ale zerknęła na niego. Chłopak miał dziwną, jakby
niezdecydowaną minę i był coraz bliżej niej. Obydwoje byli już
niedaleko wyjścia, ale brunet zostawał trochę z tyłu.
- Nie masz gdzie iść? - Usłyszała
w końcu jego głos, gdy sięgała by pchnąć drzwi.
- Idę do domu.
- Przecież nie masz kluczy...
- Trudno... jakoś sobie poradzę... -
Na moment zapadła cisza, którą przerwał znowu mężczyzna.
- Chodź ze mną.
- Proszę? - Avery zatrzymała się
patrząc na niego zdziwiona, bo chociaż w jego głosie nie było
słychać kpiny, spodziewała się zobaczyć ją na jego twarzy.
Jednak, gdy się obróciła i spotkała jego wzrok nic w nim nie
wskazywało, żeby żartował. - Gdzie?
- No przecież nie masz gdzie spać.
- Ale... - Dziewczyna nadal skanowała
jego twarz w poszukiwaniu znaku, że chłopak ją podpuszcza. -
...Nie... nie będzie ci to przeszkadzać?
- Wierz mi, nie proponowałbym ci
tego, gdyby miało. - Dziewczyna patrzyła na niego niepewnie,
zastanawiając się, czy przyjmowanie propozycji chłopaka jest
bezpieczne. To znaczy, co się stało, że nagle postanowił jej
pomóc? Powoli i nie do końca z przekonaniem kiwnęła głową.
Może... może źle go oceniła? Był gburowaty, ale w końcu to
czyny, a nie słowa świadczą o człowieku, prawda? Może tak
naprawdę brunet był w porządku, tylko krył się za taką niemiłą
fasadą? Może znalazł okazję do polepszenia sytuacji między nimi,
za którą sam był odpowiedzialny?
Wyszli w ciszy przed klub na pustą,
cichą ulicę i skierowali się w stronę wskazaną przez chłopaka,
który tylko krótko mruknął, że mieszka niedaleko. Po kilkunastu
minutach doszli do jakiegoś budynku, przed którym chłopak zwolnił
i z kieszeni kurtki wyciągnął klucze. Wpuścił dziewczynę w
zupełną ciemność, która została rozproszona tylko w niewielkim
stopniu przez słabo świecącą żarówkę zapaloną przez chłopaka.
Weszli na trzecie piętro i tam brunet otworzył drzwi swojego
mieszkania. Była to niewielka kawalerka i na pierwszy rzut oka można
było stwierdzić, że mieszka tam mężczyzna. Nie było zbyt wielu
drobiazgów czy zdjęć. Parę rzuconych na krzesło ubrań, gitara
oparta o ścianę. Mieszkanie składało się z kuchni, łazienki i
pokoju. W Avery, gdy tylko zdjęła z siebie płaszcz, uderzył
chłód. Tak jakby w ogóle nie ogrzewał swojego mieszkania.
Jej skóra pokryła się gęsią skórką. Przestała się tym
przejmować, gdy obrzuciła jeszcze raz mieszkanie wzrokiem i
pierwsze, co rzuciło jej się w oczy, to że Zayn nie posiada
niczego innego do spania niż łóżko. Żadnej kanapy ani nic.
Chłopak chyba złapał jej spojrzenie i uśmiechnął się pod
nosem.
- Chyba nie wymiękasz?
Avery nic nie odpowiedziała, tylko
cicho westchnęła. Znowu przebiegł ją dreszcz. Nie miała pojęcia
jak mógł wytrzymać w takiej temperaturze normalnie.
- Jeżeli chcesz to tam jest łazienka.
I możesz wybrać sobie stronę łóżka, bo jak widzisz innego
miejsca nie mam.
Po parunastu minutach oboje leżeli w
łóżku. Dla niego nie było w tym nic dziwnego, ale dziewczyna była
skrępowana całą sytuacją i położyła się tylko dlatego, że
nie chciała nagle stwierdzić, że jednak idzie posiedzieć na
klatce schodowej. Chociaż była nakryta kołdrą, od momentu zdjęcia
płaszcza wciąż nie mogła się rozgrzać. Skuliła się
najbardziej jak mogła, ale niewiele jej to pomogło i miała
wrażenie, że trzęsie się jak głupia.
- Co ci się dzieje? - Mruknął Zayn.
- Nic.
- Płaczesz?
- Nie.
- Przecież kurwa czuję, że się
trzęsiesz.
- Zimno mi. - Westchnęła rzucając
okiem na jego ledwo widoczny zarys.
- Przecież jesteś przykryta.
- No i co z tego? Nie wiem, czy
zauważyłeś, ale jest tu cholernie zimno.
- Odwróć się.
- Co mi to da?
- Musisz dyskutować? Po prostu się
odwróć. - Westchnął z lekką irytacją.
Dziewczyna przez moment zastanawiała
się, czy spełnić polecenie chłopaka, ale ostatecznie pomyślała,
że przynajmniej może będzie mogła udawać, że jest sama. Przy
okazji odsunęła się jeszcze na sam skraj łóżka.
- Było ci zimno...
- I nadal jest...
- To czemu się odsuwasz?
Dyskusje z Malikiem... jak zawsze
niezwykle efektywne... Avery nic nie odpowiedziała dochodząc do
wniosku, że im szybciej zapanuje cisza, tym szybciej zaśnie i tym
szybciej się stąd wyniesie.
- Nadal się trzęsiesz. - Mruknął i
oplótł dziewczynę ramionami przyciągając ją do siebie, tak, że
znalazła się na środku łóżka. W momencie, w którym dotknęły
ją dłonie chłopaka nie była specjalnie zadowolona i zamierzała
mu coś powiedzieć, ale skapitulowała, gdy tylko jej plecy dotknęły
rozgrzanego torsu chłopaka. Jego dłonie pozostały na jej ciele,
oplatając jej talię i utrzymując dziewczynę blisko niego. Na szyi
poczuła ciepły oddech. Już nie wiedziała, czy woli chłopaka
blisko czy nie. Z jednej strony było tam naprawdę zimno, ale on tak
blisko też jej nie odpowiadał. Miała poważnie mieszane uczucia co
do zamiarów chłopaka. Jakby tylko chciał jej pomóc to spałby na
drugim końcu łóżka. Ale wtedy nadal by zamarzała. Krępowało ją
jego zachowanie, ale przez to, że go nie widziała, tylko czuła
bijące od niego ciepło, nie mogła całej sytuacji oceniać tak,
jakby to zrobiła normalnie. Poza tym była zmęczona i senna i chyba
tylko dlatego jej przemyślenia przerwał dosyć szybko sen, który
nagle odciął ją od możliwości analizowania czegokolwiek.
Zasnęła chociaż jej niespokojny sen
nie trwał długo. Jej umysł dobrze wiedział, że musi wstać na
zajęcia. Musiała wstać nawet trochę wcześniej niż zwykle, bo
musiała jeszcze zahaczyć o własne mieszkanie, przebrać się i
wziąć rzeczy. Obudziła się czując zapach kawy. Czuła, że nadal
ma towarzystwo w łóżku, ale już nie takie przytłaczające jak w
nocy. Podparła się na łokciu i dopiero wtedy zobaczyła, że ramię
lekko przerzucone przez jej talię nie należy do bruneta tylko do
jakiejś śpiącej dziewczyny. Lekko zdezorientowana wstała,
poprawiła sukienkę i poszła zajrzeć do kuchni, mając nadzieję,
że znajdzie bruneta, podziękuje za nocleg i szybko zniknie.
Zobaczyła, że chłopak siedzi na blacie z telefonem w ręku i
popija kawę, której zapach był tam jeszcze intensywniejszy. Stała
przez chwilę w progu zastanawiając się co powiedzieć.
- Ymm... hej, Zayn... Dzięki za
przenocowanie.
- Nie ma sprawy. Przynajmniej miałem
na co popatrzyć. - Uśmiechnął się zerkając na dziewczynę.
- Nie wiem... - Zaczęła, ale
przerwał jej zaspany głos.
- Cześć – Avery zerknęła na
dziewczynę, która przed chwilą obejmowała ją we śnie, a potem
wróciła wzrokiem do bruneta, który siedział nadal lekko się
uśmiechając.
- Ok, to... dzięki... muszę lecieć
na zajęcia...
- Czekaj... - Chłopak zeskoczył z
blatu i zbliżył się do dziewczyn. - Przenocowałem cię, więc
może być mi się odwdzięczyła...
- Trzeba było wcześniej powiedzieć,
że nie robisz tego bezinteresownie. - Mruknęła dziewczyna
marszcząc brwi. Coraz bardziej zaczynała żałować, że przyjęła
jego propozycję. Czego będzie chciał? Kasy? Przysługi?
- Przenocowałem cię bezinteresownie,
ale drzwi się same bezinteresownie nie otworzą.
- Zayn, daj jej spokój. - Mruknęła
druga dziewczyna opierając się o ramę drzwi.
- W sumie ty też mogłabyś coś
zrobić... - Mruknął powoli, wciąż przyglądając się Avery. -
...Pocałuj ją.
- Co? - Mruknęły jednocześnie.
- Chcę mieć miły poranny widok. A
potem możecie iść. - Oparł się o blat i wbił wzrok w szatynkę
z lekkim uśmiechem.
- Zwariowałeś?
- Mogę poczekać. W sumie nigdzie nie
wychodzę, więc...
- Ale ja mam zajęcia! Otwórz drzwi!
- To sobie poczekasz.
- Robisz to specjalnie?!
- Przecież to nic takiego... Masz z
tym problem, młoda? Tak ładnie wyglądałyście razem w łóżku...
- Westchnął i sięgnął po kubek z kawą.
- No dobra, chodź tu, bo już nie
wyjdziemy... - Mruknęła w końcu druga dziewczyna, która
najwyraźniej znała bruneta dłużej i podeszła do Avery. Ta
poświęciła ostatnie spojrzenie chłopakowi, który lekko zmrużył
oczy i poczuła jak dziewczyna kładzie jej dłoń na szyi i lekko
nachylając się połączyła ich usta w delikatnym pocałunku. Gdy
oderwała się od zdziwionej Avery, mruknęła:
- No Zayn, otwieraj. - Chłopak
prychnął cicho.
- Mogłyście się bardziej
postarać... - Ale powoli odepchnął się od blatu i wyciągnął z
kieszeni klucze. Avery, po tym jak usłyszała przekręcany zamek,
już bez słowa nałożyła płaszcz i buty i odprowadzona
zadowolonym wzrokiem bruneta, zniknęła za drzwiami. Szybkim krokiem
skierowała się do własnego mieszkania, mając nadzieję, że Roxy
już tam jest i zaczęła w głowie przeklinać bruneta i decyzję
pójścia do niego. Myślała, że źle go oceniła na początku?
Teraz wiedziała, że się nie myliła...