środa, 29 marca 2017

chapter seventeen: "she doesn't belong here"

- Czyli ten tam niby szef tego wszystkiego... chce cię zatrudnić... i brzmi to jakby mu na tym zależało... nie uważasz, że to podejrzane? Najpierw ledwo unikasz nie wiadomo czego, a potem on tak cię tu zaprasza... - Roxy po dokładnym przesłuchaniu Avery w drodze do domu, którą postanowiły przejść na piechotę, była jeszcze bardziej nieprzekonana do pomysłu pracy tam.
- No tak, ale Roxy... jemu też zależy na tym, żeby złapać tych ludzi, bo może inne dziewczyny też ucierpiały i to gorzej niż ja... bardzo chciałabym pomóc... poza tym no... wiesz... może czuł się winny za to co się stało..
- I powinien!
- … no i myślał, że to będzie tak w ramach rekompensaty... może normalnie nie powiedziałby, że się nadaję, może mają tam więcej kandydatek... poza tym... i tak zdecydowałam, że pójdę tam jutro i zobaczę... powiedział, że mogę przyjść na próbę, więc... rano idziemy do tego lokalu z ogłoszenia, a wieczorem idę do klubu... - Mocnym postanowieniem Avery było nie marnowanie szans na zatrudnienie, więc jakkolwiek stresowała się trochę wizją wracania do klubu to nie widziała innego wyjścia.
W sobotę rano ogarnęły ją pewne wątpliwości odnośnie stroju, bo pamiętała, że gdy w czasie wakacji pracowała w kawiarni obowiązywał tam konkretny ubiór i nie była do końca pewna, czy pracowników w „Blue jay” też obowiązuje jakiś strój. Napisała do Louisa, którego numer miała w połączeniach nieodebranych z poprzedniego popołudnia, czy powinna przyjść jakoś konkretnie ubrana, ale ze względu na wczesną godzinę nie otrzymała odpowiedzi od razu. Chłopak miał szansę jeszcze spać, ale ona i Roxy musiały wstać wcześniej, bo później brunetka musiała iść do własnej pracy, a chciała towarzyszyć Avery przy tej rozmowie. Miejsce, do którego miały iść było nieco bliżej ich mieszkania, ale w odwrotnym kierunku niż klub. Ogłoszenie mówiło o etacie, z godzinami do ustalenia, jako pomoc kuchenna w jakimś lokalu. Avery jak najbardziej odpowiadała taka praca, bo często pomagała mamie w kuchni. Gdy stanęły przed budynkiem, w którym miał znajdować się bar, dziewczyny wymieniły spojrzenia i Roxy pierwsza, a za nią Avery, weszły do wnętrza, którego może nie można było nazwać obskurnym, ale jednak daleko mu było do porządnych restauracji. Przypominał bardziej jakąś przydworcową knajpę, szczególnie ze względu na prostokątne stoliki umieszczone ciasno pomiędzy kanapami obitymi czerwoną imitacją skóry, które były przystawione do siebie plecami. Poza tym resztę wystroju stanowiły raczej nudne czarno-białe kafelki na podłodze, równie nieciekawe beżowe ściany i lada, za którą stała jakaś kobieta. W lokalu siedziało kilka osób w większości zajętych jedzeniem bądź rozmową. Dziewczyny przeszły całą długość pomieszczenia i zatrzymały się przed ladą, gdzie kobieta przeskanowała je znudzonym wzrokiem.
- Co mogę paniom podać?
- Właściwie jesteśmy tu w sprawie ogłoszenia. Chciałam dowiedzieć się, czy nadal jest aktualne i...
- Poczekaj chwilkę, zawołam szefa. - Zniknęła za wahadłowymi drzwiami, a po chwili wróciła, a za nią szedł lekko łysiejący mężczyzna w fartuchu pochlapanym tłuszczem.
- W sprawie pracy? - Avery kiwnęła głową. - To zapraszam. - Wskazał ręką na drzwi, a dziewczyny bez słowa skierowały się za nim. - Na cały etat czy połowę?
- Najwyżej połowę... Najlepiej w weekendy...
- Może być w weekendy, ale musiałabyś przychodzić też przynajmniej dwa wieczory w tygodniu tak na trzy godziny. Ale praca jest, możesz zacząć zaraz.
- A co wchodzi w zakres obowiązków?
- Mycie, sprzątanie, czasem obieranie warzyw... zależy... od czasu do czasu okna umyć, czasem odebrać towar, jak przywiozą, a mnie nie ma.
- No dobrze, a jaka jest stawka?
- Na pół etatu to300 funtów miesięcznie.
- Tak mało? - Mruknęła Roxy, a właściciel wzruszył ramionami.
- A czego się spodziewała? To tylko pomoc kuchenna i to na pół etatu... Nie trzeba do tego tytułu doktora...
- Racja. - Mruknęła Avery i spojrzała na mężczyznę. - W takim razie zastanowię się jeszcze i jeżeli nikt inny się w międzyczasie nie zgłosi to jutro przyjdę.
- Zapraszam. Od ósmej mamy otwarte. - Kierownik najwyraźniej stwierdził, że rozmowa skończona i ruszył w stronę zlewu, gdzie leżał stos ziemniaków, które najwyraźniej musiał jak na razie sam obierać. Dziewczyny bez zachwyconych min ulotniły się z lokalu i trochę zakłopotane powoli wróciły do mieszkania.
- 300 to trochę mało... ledwo wystarczy na mieszkanie i jedzenie...
- No... rzeczywiście.. trzy funty na godzinę to tragedia... mi płacą prawie dwa razy tyle, a nie mam jak na razie dużo odpowiedzialniejszej pracy...
- Ale 300 to już coś, nie? - Zapytała Avery z nadzieją.
- Jasne... zawsze możesz szukać czegoś w międzyczasie, nie?
- No tak...
Po powrocie dostała odpowiedź od Lou, który napisał jej krótko: „czarny/czarno-biały strój jaki chcesz. przyjadę po ciebie przed 17”. No tak... musiała jeszcze tylko stawić czoła dzisiejszemu wieczorowi, bo skoro powiedziała i szefowi klubu i Louisowi, że pojawi się na próbę to chyba nie miała wyjścia. Może nie będzie dużo gorzej niż na wypełnionym zapachem spalonego tłuszczu zapleczu? Dziewczyny zjadły wczesny obiad i Roxy pożegnała się z szatynką i powędrowała do własnej pracy, a Avery poszła przebrać się w czarne rzeczy. Chciała wyglądać jak najnormalniej, więc nałożyła zwykłe czarne rurki i luźną koszulkę z krótkim rękawem opadającą jej lekko na jedno ramię. Zgodnie z obietnicą za kwadrans piąta zadzwonił Lou oznajmiając, że czeka pod blokiem. Siedział w aucie razem z Joelem i obaj uśmiechnęli się do niej na powitanie. W klubie pojawili się chwilę po siedemnastej, więc było jeszcze całkiem pusto, ale dzięki temu Louis przeprowadził sprawny instruktarz i po pół godzinie Avery mniej więcej wiedziała co i jak, a gdy szatyn powiedział jej już wszystko o czym pamiętał, przy barze pojawił się nieznany dziewczynie blondyn, przedstawiony jej jako Niall, który okazał się być barmanem pracującym za barem na sali i przy parkiecie na zmianę z Lou. Tego dnia akurat blondyn obsługiwał bar przy parkiecie, a szatyn bar na sali, dlatego zapewnił ją, że gdyby miała jakieś wątpliwości to może zgłaszać się do niego, albo Cary, dziewczyny, która pojawiła się na pięć minut przed otwarciem lokalu i była drugą kelnerką. Lokal zapełniał się bardzo powoli, dlatego przez jakiś czas Avery siedziała na wysokim barowym stołku i rozmawiała z Lou. W pewnym momencie
poczuła, że ktoś przysiadł się, co prawda nie bezpośrednio do niej, tylko dwa krzesła dalej, po jej lewej stronie. Lou, z którym wcześniej rozmawiała, został przywołany skinieniem dłoni przez przybysza. Avery przekręciła lekko głowę w stronę nowo przybyłego mężczyzny, który mruknął coś niewyraźnie pod nosem, ale najwyraźniej został zrozumiany przez szatyna, bo ten oddalił się w stronę jakichś butelek. Dziewczyna wpatrywała się przez moment w profil chłopaka, którego twarzy nie mogła dokładnie obejrzeć przez słabe światło, ale cała jego sylwetka zdradzała jakąś nonszalancję i brak przejęcia czymkolwiek. Gdy tylko złożył zamówienie, w jego dłoni pojawił się papieros i zapalniczka. Końcówka szybko zajarzyła się ciepłym, pomarańczowym światłem, na moment oświetlając jego twarz, podczas gdy mężczyzna zaciągnął się pierwszy raz i odchylił głowę lekko do tyłu, wypuszczając z ust jasny dym, który, stając się coraz mniej widoczny, szybował coraz wyżej.
- Zayn! - Usłyszała wołanie, gdzieś z boku. Przechyliła głowę jeszcze bardziej, żeby zobaczyć jak zgrabna blondynka zbliża się w stronę chłopaka. On, słysząc jej głos powoli przekręcił się na krześle, tak, że akurat w momencie, gdy dziewczyna doszła do niego, był zwrócony do niej przodem. Stanęła między nogami chłopaka i wpiła się w jego usta, lekko się przy tym przygarbiając. Brunet w jednej dłoni trzymał ciągle zapalonego papierosa, ale drugą objął blondynkę na wysokości pośladków i przyciągnął do siebie. To sprawiło, że lekko zakłopotana dziewczyna odwróciła się z powrotem w stronę Lou, który również obserwował tę scenkę, a potem zerknął na Avery, posłał jej w powietrzu buziaka i mrugnął porozumiewawczo wyszczerzając się. Po paru minutach szatynka znów odnotowała ruch i kątem oka zobaczyła, że chłopak siedzący obok wstaje i z ramieniem na barku blondynki wychodzi z sali.
- Tak myślałem, że niedługo sobie pójdą... To Zayn... musisz się przyzwyczaić do jego obecności, bo często tu gra. Wiesz, na parkiecie można poszaleć, a tu usiąść i posłuchać, porozmawiać, napić się... No... pewnie za jakiś czas poznasz cały zespół, ale można powiedzieć, że właśnie widziałaś jego „lidera”... Niezły głos, ale charakter ma chyba cięższy niż ta twoja przyjaciółka...
- Mhym...
- Wiesz, najlepiej jak zamówi coś to mu to przynieś i nie wdawaj się z nim w dyskusje... czasem ze sceny przywołuje kelnerki, żeby coś mu przyniosły, chociaż szef specjalnie tego nie lubi...- Chłopak jeszcze przez jakiś czas opowiadał jej o nim i o innych pracownikach klubu, aż w okolicy dwudziestej stoliki zaczęły się zapełniać i Avery razem z Carą ruszyły do pracy. Nie było tak źle, jak myślała... Właściwie przyznała w myślach rację właścicielowi, że jest podobnie jak w kawiarni. Krążyła między stolikami a barem przekazując Louisowi zamówienia i z uśmiechem stawiając kolejne szklanki i kieliszki przed siedzącymi tam ludźmi. W pewnym momencie przy barze pojawił się właściciel klubu chcąc zobaczyć, czy jego nowa kelnerka rzeczywiście przyszła i czy sobie radzi i z zadowoleniem wysłuchał opinii Louisa przyglądając się przy okazji uśmiechniętej dziewczynie, która właśnie zbierała kolejne zamówienia. Po chwili znalazła się przy barze i wyrecytowała szatynowi czego potrzebuje, a lekko uśmiechnięty Lucas przywołał ją do siebie.
- No i jak? Wszystko w porządku?
- Tak, jest... super.
- Cieszę się, Lou mówił, że bardzo dobrze sobie radzisz.
- To miłe z jego strony, ale nie wiem czy to nie pochwała na wyrost.
- Avery. Gotowe. - Zawołał Louis pokazując dziewczynie tacę ze szklankami.
- Tak, już. Przepraszam. - Uśmiechnęła się do swojego dzisiejszego szefa i poszła odebrać zamówienie.
- Fajna jest, nie szefie?
- Fajna. - Lucas zaśmiał się na komentarz barmana, ale oczywiście musiał przyznać mu rację, bo dziewczyna wprowadzała trochę świeżości do sali. Znowu odwrócił się przodem do stolików i skupił wzrok na dziewczynie.
- Kim jest ta mała? Skąd ty ją w ogóle wytrzasnąłeś? Przecież ona tu... nie pasuje... - Usłyszał charakterystyczny, niski głos. Zayn usiadł obok niego i też wpatrzył się w szatynkę teraz rozmawiającą z jakimś chłopakiem siedzącym przy stoliku.
- Ona tu bardziej niż pasuje. Patrz, wszyscy się za nią oglądają, a nie chodzi między stolikami półnaga...
- Ale to jest tak jakbyś jakąś pieprzoną... sarnę wpuścił w stado wilków... oni ją tam rozerwą na strzępy, zobaczysz... jeszcze trochę i z płaczem ucieknie... nadaje się co najwyżej, żeby w jakiejś cukierni babeczki roznosić...
- Nikt nikomu nic nie zrobi, ochrona ma zwracać na nią wyjątkową uwagę... poza tym... już próbowali jej tu coś zrobić i wróciła, a ja nie chcę mieć na karku policji ani następnych uprowadzonych dziewczyn... - Zayn zmarszczył brwi śledząc ruchy dziewczyny. - Wiem, że tęsknisz za Leilą i może mógłbym to zrozumieć, gdyby nie fakt, że dawała dupy nie tylko tobie, a poza tym jej wybryki stawały się już ciężkie do wytrzymania. - Prychnął Lucas przywołując wspomnienie dokładnego przeciwieństwa nowej kelnerki. Wylał Leilę, ale była to wyłącznie jej wina. Dawał jej wiele szans, a to, że ona z nich nie korzystała to wyłącznie jej sprawa.
- Nie tęsknię za nią, a ta jak tylko będę chciał to też mi da.
- Malik, nawet nie próbuj się do niej zbliżać, bo to ciebie wywalę, a nie ją.
- Dobra, i tak jej sarnie spojrzenie sprawia raczej, że chce mi się rzygać. Ale zobaczysz, że długo tu nie wytrzyma.
- Ty idź lepiej coś zagrać, nie płacę ci za ocenę personelu...
- Dobra, ty jesteś tu szefem... - Westchnął Zayn, dopił piwo, które obracał przez cały czas w ręku i odszedł w stronę sceny.
- A Zayn!... - Zawołał dopóki jeszcze brunet był w zasięgu jego głosu. - Uważaj, bo ona ma koleżankę, która gotowa jest cały ten klub zrównać z ziemią... - Lucas uśmiechnął się odwracając się z powrotem do baru. Brunet tylko wzruszył ramionami i kontynuował drogę na drugi koniec sali, gdzie było podwyższenie, na którym zbierali się już pozostali muzycy. Po kilku minutach zabrzmiały pierwsze dźwięki gitary i salę wypełnił dźwięczny, niski, lekko ochrypły głos. Brunet grał i śpiewał wodząc wzrokiem po widowni, ale w pewnym momencie jego spojrzenie przyciągnęła ta sama dziewczynka, którą obserwował z drugiego końca sali, od kiedy Cara rzuciła mu, że jest to nowa kelnerka. Nie wiedział po jaką cholerę Lucas przyjął takiego dzieciaka. Czy ona miała w ogóle osiemnaście lat? Łaziła po sali uśmiechając się do ludzi jakby ciasteczka im roznosiła... i mimo, że wpatrywała się z uwagą w każdego klienta, na niego nie spojrzała ani raz.
W jej założeniu było to całkiem logiczne, bo mimo, że jego głos przyprawiał ją o ciarki to jakoś nie chciała się z nim skonfrontować i na przykład nosić mu alkohol na scenę. Wzięła na poważnie słowa Louisa i postanowiła również nie denerwować szefa, skoro najwyraźniej nie chciał, żeby brunet pił na scenie.
Do trzeciej w nocy, kiedy lokal był zamykany, Avery prawie bez przerwy kręciła się między stolikami, aż w końcu ludzie zaczęli wychodzić i pozostało jej wreszcie ostatni raz przejść i pozbierać całe szkło. Gdy znosiła ostatnią tacę pełną pustych szklanek zauważyła, że przy barze znowu pojawił się właściciel, który gdy tylko postawiła tacę na ladzie, przywołał ją do siebie.
- No i jak było?
- Dobrze. - Avery uśmiechnęła się i już trochę zmęczona usiadła na krześle obok mężczyzny.
- Chyba nie było tak strasznie, co?
- Nie. Teraz rzeczywiście mogę powiedzieć, że było dużo lepiej niż się spodziewałam.
- Nie miałaś żadnych problemów? Nikt cię nie zaczepiał?
- Nie... Właściwie raz czy dwa teraz pod koniec ktoś mnie złapał za ramię, ale panowie z ochrony momentalnie zareagowali, także wszystko było okej.
- To jak? Chcesz tu pracować?
- Wie pan co... chyba tak...
- Tak myślałem. - Uśmiechnął się i zgarnął z lady plik papierów. - Tu jest umowa. Dwie kopie. Przeczytaj na spokojnie, w razie czego jutro możemy porozmawiać jakby coś było niejasne i jak chcesz, to jedna wersja podpisana wędruje do mnie, dobra? - Podał jej umowę i z lekkim uśmiechem wstał, pożegnał się i już chciał odchodzić, gdy jakby coś sobie przypomniał.
- Aha... nie mamy tu konkretnego dress code'u, pewnie Lou już ci to mówił, ale jakoś się przyjęło, że pracownicy ubierają się na czarno lub czarno biało... - Dziewczyna przytaknęła, ale mężczyzna kontynuował. - ...ale... gdybyś oczywiście zdecydowała się tu pracować... do ciebie pasowałby mi kolor... jakaś kolorowa sukienka najlepiej. - Uśmiechnął się i odszedł. Avery ze zdziwieniem wpatrywała się w jego plecy, ale była już trochę zbyt zmęczona, żeby zastanawiać się nad tym, co powiedział. Szef to szef w końcu, chce sukienek – będzie miał sukienki... Czekała jeszcze chwilę na Louisa, który obiecał ją odwieźć i wreszcie przed czwartą nad ranem mogła spokojnie zakopać się pod ciepłą kołdrą.

~~~~~~~~~~~
jest!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz