niedziela, 26 marca 2017

chapter sixteen: i'm just not so sure now.

Całą sobotę Avery była trochę otępiała, nie mogła się skupić i przede wszystkim, gdy tylko wstawała kręciło się jej w głowie i miała lekkie nudności. Roxy co jakiś czas przychodziła do jej pokoju sprawdzając, czy z dziewczyną wszystko jest w porządku, ale nie była w stanie zrobić nic, co poprawiłoby stan szatynki, więc jedynym co jej pozostawało było czekanie. Pod wieczór, gdy Roxy znów zajrzała do pokoju Avery, a ta była w nieco lepszym nastroju, opowiedziała brunetce o sąsiadce z małą Mayą i jej prawdopodobnych problemach z jakimś mężczyzną, bo chciała uczulić Roxy, gdyby ta widziała, że dzieje się coś niepokojącego. Potem Avery zrobiło się niedobrze, poleciała do łazienki, zwymiotowała, a później wróciła do łóżka i zasnęła. Obudziła się dopiero około południa w niedzielę, ale czuła się już zdecydowanie lepiej. Spokojnie się ogarnęła i zdążyła zacząć stresować się pracą na malarstwo, gdy po południu usłyszała pukanie do drzwi. Na korytarzu zobaczyła Lou i Joela razem z jej płaszczem. Uśmiechnęła się do nich i otworzyła szerzej drzwi, żeby mogli wejść.
- My tylko na chwilę, bo zaraz jedziemy do klubu. Twój, prawda? - Lou wyciągnął w stronę Avery jej jasny płaszcz.
- Tak, dziękuję.
- To znowu wy? - Roxy wyszła z kuchni i stanęła we framudze drzwi przyglądając się chłopakom z wyrazem nieufności na twarzy.
- I mój płaszcz. - Uśmiechnęła się Avery.
- Tak, tylko na chwilę. Słuchaj, rozmawialiśmy wczoraj z właścicielem klubu i jeśli będziesz miała czas to chciał z tobą porozmawiać. Chyba się zmartwił tym zajściem. Podasz mi numer to zadzwonię i któregoś dnia po ciebie podjedziemy.
- Noo... dobra.
Mimo obietnicy, nikt, ani Joel, ani Lou, ani właściciel klubu nie odezwał się do Avery. Dziewczyna, w gruncie rzeczy zadowolona z faktu zakończenia całej sprawy, przeszła nad tym klubowym incydentem do codzienności. Poza pewnym drobnym opóźnieniem związanym z wykonaniem zadania domowego, cieszyła się nawet, że nie doszło do rozmowy na temat pracy, bo ostatecznie chyba nie nadawałaby się do pracy w takim miejscu. Powróciła za to do zerkania na stronę z ogłoszeniami i w ciągu paru dni znalazła kolejną ofertę pracy w weekendy. Tym razem Roxy zapowiedziała, że idzie razem z nią, żeby w razie czego jej bronić. Postanowiły, że pójdą tam w sobotę, ale gdy w piątek Avery wróciła wieczorem do mieszkania zastała tam Roxy z Louisem, który jak się okazało nie mógł się do niej dodzwonić, i zapytał, czy ma czas, żeby wpaść z nim do klubu pogadać z szefem. Roxy od razu zastrzegła, że wybiera się z nimi, bo nie pozwoli Avery znowu szwendać się samej po tym podejrzanym miejscu. Avery była mile zaskoczona, bo podjechali od tyłu klubu i weszli spokojnie wejściem służbowym, a dzięki wczesnej godzinie klub prezentował się zupełnie inaczej niż tydzień wcześniej. Było jeszcze przed osiemnastą i lokal wyglądał jakby był jeszcze zamknięty. Dzięki temu dziewczyny mogły przyjrzeć się wnętrzu. Lou zaprowadził je do bocznych drzwi i po schodach, tak, że znaleźli się na wewnętrznym korytarzu, gdzie zapukał do jednych z kilku par drzwi, wetknął głowę do środka i powiedział:
- Cześć szefie. Przyprowadziłem dziewczynę. - Z wnętrza dobiegł ich głos, którego dziewczyny nie zrozumiały, ale szatyn skinął głową i otworzył drzwi szerzej.
- Wchodź, ja zajmę się koleżanką. - Uśmiechnął się wskazując Avery, aby weszła.
- Co? Ja jej nie zostawiam! - Roxy natychmiast złapała Avery za nadgarstek. - Co jak to jakiś zboczeniec, albo... wiesz co mogło jej się tu stać ostatnio? Skąd ja wiem, kto jest temu winien.
- Ale... no... - Lou zająknął się nie będąc pewnym, co ma powiedzieć, ale z opresji wybawił go inny męski głos.
- Spokojnie. Nic się tu nikomu nie stanie. Jest mi bardzo przykro z powodu tego incydentu, ale może pani wierzyć, że pani koleżanka jest ze mną bezpieczna. Czy mógłbym w związku z tym porozmawiać z panią... – Spojrzał na Avery - … a Louis zajmie się panią – na koszt firmy. Proszę. - wskazał ręką na pokój. Obydwie zdziwiły się wyjściem właściciela, bardzo opanowanego człowieka w średnim wieku, i w związku z zapewnieniem, z którym trudno było się kłócić, Roxy puściła rękę Avery pozwalając jej iść. - To nie zajmie długo, proszę się nie martwić.
Avery zniknęła w pokoju właściciela, a Roxy bez przekonania ruszyła za Lou wypytując go o jego szefa na zmianę z groźbami pod adresem wszystkich, którzy mogliby zagrozić bezpieczeństwu szatynki.
- Widzę, że ma pani bardzo bojową koleżankę... - Mruknął mężczyzna, a kąciki jego ust uniosły się nieznacznie. Zanim Lou i Roxy oddalili się wystarczająco, było ich słychać jeszcze przez chwilę, więc do jego uszu musiało dojść jeszcze kilka niepochlebnych uwag. Avery zrobiło się trochę głupio, ale nie spodziewała się też, że brunetka tak się nią przejmuje, co było bardzo miłe, więc tylko wymamrotała ciche potwierdzenie. Właściciel, który Avery przedstawił się jako Lukas Sterling wskazał jej wygodny fotel stojący przy biurku, a sam usadowił się naprzeciw niej.
- Jest mi bardzo przykro. Będzie pani miała ...niemiłe wspomnienia z wizyty u nas...
- Było – minęło... Ale Louis i Joel zachowali się bardzo w porządku, a nie ma pan przecież wpływu na gości...
- Trochę trudno mi uwierzyć, że z takim towarzystwem wpadła pani w takie tarapaty...
- Tak, z nią pewnie nic by się nie stało... szkoda, że nie przyszła tu ze mną ostatnio...
- Przyszła tu pani sama, czy po prostu bez takich znajomych jak pani koleżanka?
- Sama... tak wyszło...
- Nie chciałbym pani pouczać, ale kręcenie się samej w takich godzinach nie jest zbyt bezpieczne... Staramy się, żeby w klubie nie miały miejsca takie incydenty, ale przy tak dużej ilości osób nie zawsze jesteśmy w stanie zapobiec takim zdarzeniom... Powinna pani przychodzić z chłopakiem albo znajomymi, a nie sama...
- Tak... właściwie raczej unikam takich miejsc, ale miałam być tu tylko chwilę i to się przeciągnęło...
- Tak. - Uśmiechnął się. - Zwykle to jest tylko chwila, jedna kolejka, a potem...
- Nie, ja po prostu... chciałam zapytać o pracę, ale nie było kogoś za to odpowiedzialnego, dlatego czekałam...
- Przyszła tu pani szukać pracy? Louis mi o tym nie wspominał... Rozumiem, że prawdopodobnie chodzi o posadę kelnerki?
- Tak, ale to już nie ważne... i tak nie nadawałabym się do pracy w tym tłumie...
- Znalazła pani posadę w innym miejscu?
- Nie, to znaczy... znalazłam ogłoszenie i jutro idę porozmawiać w tej sprawie.
- Ale szuka pani posady na cały etat?
- Raczej nie... muszę mieć pracę, za która się utrzymam w Londynie, ale wieczorową albo na weekendy, bo mam studia w tygodniu...
- … To może chciałaby pani jednak pracować u mnie?
- Jako kto? Ja naprawdę nie nadaję się do pracy w tym tłumie... Jestem za niska, żeby ludzie w ogóle mnie zauważyli, a co dopiero przepuścili... Roxy pewnie by sobie poradziła, ale ja.. nie sądzę...
- Wiem, że nie miała tu pani dobrych początków, ale wydaje mi się, że poradzi sobie pani doskonale... miejsce dla kelnerki mam... Myślę, że pieniędzy pani wystarczy, przynajmniej na początek, praca w piątki i weekendy... proszę potraktować tą propozycję jako rekompensatę za to, co się stało. Jeśli chodzi o salę... nie widziała chyba pani całego klubu, bo parkiet jest obsługiwany przez bar i raczej nie ma tam kelnerek, ale mamy też całą salę, gdzie można usiąść i tam nie musiałaby się pani martwić o przepychanie się przez tłum...
- Nie wiem...
- Jest jeszcze jedna ważna sprawa. Liczyłem na to, że mogłaby pani pojawiać się tu w piątek i sobotę, bo to co się stało nie może pozostać bez rozwiązania. Nie mogę tolerować takich napaści w moim klubie i chcę odkryć winnych, tym bardziej, że nie wiem, czy było to tylko jednorazowe, czy może miała pani większe szczęście od innych samotnych dziewczyn. Nie mam niestety żadnych dowodów, a kamery nie nagrały nic znaczącego, dlatego myślałem, że może mogłaby nam pani pomóc...
- ... do teraz śnią mi się po nocach... - Mruknęła
- Widziała ich pani?
- Tak.
- I rozpoznałaby ich pani?
- Na pewno.
- To proszę mi pomóc... Proszę pomyśleć o innych dziewczynach...
- Nie wiem... chciałabym pomóc, ale...
- Pracowała pani kiedyś jako kelnerka czy byłby to pierwszy raz?
- Pracowałam, krótko – przez wakacje. Ale w kawiarni.
- No to poradzi sobie pani. Po prostu zamiast zamawiać kawę czy herbatę, ludzie będą zamawiać czystą, whisky albo drinki... Jest ochrona, także może mi pani wierzyć, że nic się nie stanie – powie pani słowo ochroniarzowi, a on zajmie się problematycznym klientem. A potem, żeby nie chodziła pani sama po nocy któryś z chłopaków będzie odwoził panią do domu. - Avery zagryzła wargę ciężko myśląc nad decyzją. Tydzień temu była bardziej niż zdesperowana i uczepiona myśli o tej pracy, ale teraz miała mętlik w głowie. - Nigdy nie spodziewałem się, że sam będę przekonywać jakąś dziewczynę, żeby dla mnie pracowała. - Uśmiechnął się lekko. - Mogę panią zapewnić, że jeżeli będzie potrzebowała pani jakiegoś wolnego ze względu na studia czy rodzinę to nie będę robił żadnych problemów. Mogę to nawet zapisać w umowie. Pensja jest całkiem niezła jak na pracę weekendową, no i może być pani pewna, że ochroniarze będą mieli panią na oku, więc niech się pani nie obawia powtórki sprzed tygodnia. Proszę powiedzieć, co jeszcze panią niepokoi?
- Przepraszam, ja... chyba nie mam argumentów... po prostu nie jestem pewna... chyba.. chyba tu nie pasuję...
- To może zróbmy tak... proszę przyjść jutro wieczorem i spróbować... Niech pani porozmawia w tym innym miejscu, a potem przyjdzie spróbować tutaj. Jeśli nie to trudno, ale możemy podpisać umowę, z której w dowolnym momencie będzie się mogła pani wycofać. Czy taka wersja pani odpowiada?
- No... dobrze. - Avery w końcu złamała się, stwierdzając, że najwyżej przeżyje jeszcze jeden kiepski wieczór, ale nie będzie mieć później do siebie pretensji, że nie spróbowała.
- No i to rozumiem. Poproszę, żeby Louis wprowadził panią jutro we wszystkie zasady. Proszę pojawić się tutaj około siedemnastej, to powinno wystarczyć. - Na tym rozmowa skończyła się i pan Sterling odprowadził dziewczynę do drzwi, upewniając się, że zna drogę do głównej sali. Tam, przy barze siedziała Roxy i rozmawiała z Louisem i kimś jeszcze. Gdy zbliżyła się, barman zaoferował jej drinka, ale odmówiła i pociągnęła brunetkę do wyjścia. Była trochę zmęczona całym dniem, tym bardziej, że najpierw spędziła cały dzień na zajęciach, a potem została ściągnięta do klubu. Chociaż Lou próbował je zatrzymać, Avery na odchodnym rzuciła tylko, że zobaczą się jutro i ulotniły się mniej więcej wtedy, gdy do klubu przyszli pierwsi klienci.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz