niedziela, 25 lutego 2018

chapter twenty: like the unwanted one

- A ty znowu tu? - Mruknął, gdy podeszła do baru. Dziewczyna nie odpowiedziała, tylko poprosiła Nialla o osiem setek wódki. - Jeden weekend to nie za dużo dla twojej delikatnej psychiki?
- Nie wiem o czym mówisz.
- Nie wystarczy ci jednorazowa przygoda w świecie dorosłych? Nie czas wracać do mamy? - Uśmiechnął się w kpiący sposób.
- Zayn.. - Mruknął Niall podając dziewczynie tacę. - ...daj spokój. - Avery zabrała zamówienie i obróciła się w stronę sali, ale zanim odeszła dostatecznie daleko usłyszała syknięcie bruneta.
- Kurwa, nie chcę jej tutaj... - Dalsze słowa mężczyzny utonęły w szumie rozmów na sali. Avery westchnęła zmuszając się do lekkiego uśmiechu, gdy stawiała zamówienie na stole. A w zeszły weekend cieszyła się z pracy. Jeżeli brunet zamierzał jej tak „umilać” czas, to miał szansę dopiąć swego i sprawić, że zrezygnuje. Została przywołana do innego stolika, przy którym siedzieli dwaj młodzi mężczyźni. Zamówili whisky, a gdy dziewczyna wróciła do nich z zamówieniem, jeden z nich złapał ją za nadgarstek, gdy stawiała przed nim szklankę i zapytał:
- Nie usiadłabyś na chwilę z nami?
- Nie mogę. - Odpowiedziała spokojnie i spróbowała zabrać rękę.
- Na chwilę.
- Przepraszam, ale mógłbyś mnie puścić? Nie zamierzam tracić tej pracy, a z tego co wiem, przysiadanie się do klientów jest na to sposobem.
- Jest jakiś problem? - Avery usłyszała niedaleko siebie głos jednego z ochroniarzy.
- Jest jakiś przepis zakazujący kelnerkom siadania z klientami? - Zapytał z lekkim uśmiechem ten, który ją trzymał.
- Z tego co wiem, to nie, ale jest ruch, a kelnerki są tylko dwie, więc jeśli dostaliście zamówienie, to mógłbyś dać jej pracować. - Mężczyzna przewrócił oczami i wycofał rękę. Avery mruknęła ciche „dzięki” ochroniarzowi, który lekko się do niej uśmiechnął i skinął głową, a dziewczyna oddaliła się do innego stolika i zebrała puste szklanki.
- Co tam kwiatuszku, źli, brzydcy ludzie cię zaczepiają? - Zayn, nadal z kpiącym uśmieszkiem wciąż siedział przy barze i najwyraźniej obserwował dziewczynę.
- Kogo nazywasz brzydkim Zayn? Chyba siebie. - Avery obróciła się i zobaczyła dwóch mężczyzn zbliżających się do baru, przy którym zajęli wysokie stołki. - Skoro nie możesz posiedzieć z nami, to przyszliśmy tutaj. - Uśmiechnął się do szatynki.
- Chcecie wpaść za pedofilię? Nie wiedziałem, że kręcą was dzieci.
- Nie wiem kogo ty nazywasz dzieckiem... Ale jeśli chciałabyś mówić do mnie „tatusiu” to będzie mnie to kręcić, skarbie. - Puścił oko do Avery.
- Kurwa, nie mogę. - Zayn wstał i odwrócił się w stronę sceny.
Mężczyźni nie okazali się jakoś bardzo natarczywi, chociaż wyraźnie próbowali ją zagadać, ale tym przepłoszeniem Zayna zyskali trochę w oczach dziewczyny. Potem wdali się w rozmowę z Niallem, a po jakimś czasie zniknęli na parkiecie. Po tym nie wydarzyło się już nic specjalnie odbiegającego od normy i mogła się cieszyć tym, że słyszała głos bruneta śpiewającego, a nie czepiającego się jej. Pracowała bez specjalnych przeszkód aż do czasu zamykania klubu, gdy zbierając pozostawione kieliszki i szklanki, stojąc niedaleko jednego z wyjść usłyszała zdenerwowany głos Zayna:
- ...nawet nie wiesz jak... ale nie zwolni jej, bo myśli, że tak się nią podniecają. Kurwica mnie bierze. - Na moment ucichł. - Kurwa. Pewnie z litości ją trzyma, nie wiem. Powinna wylecieć.
Avery przygryzła wargę, nie chcąc dalej słuchać chłopaka. Czuła się w tym momencie jak jakiś niepożądany intruz. Wiedziała, że inni tak nie uważają, ale nie mogła tak całkiem zignorować słów bruneta.
- To chyba ostatnie. - Mruknęła cicho i obejrzała się jeszcze raz po sali, w której ostatni stolik sprzątany był przez Carę.
- Hej, wszystko w porządku? - Niall spojrzał na dziewczynę przekrzywiając głowę. - Chcesz kieliszek wina?
- Nie, dzięki... po prostu jestem już zmęczona, miałam zajęcia od rana. Pójdę zobaczyć czy Louis jest już gotowy. Trzymaj się. - Dziewczyna wymusiła jeszcze uśmiech i skierowała się po swoje rzeczy, a potem do wyjścia na parkiet. Nieszczęście chciało, żeby na koniec była jeszcze zmuszona do minięcia w korytarzu Zayna z jakąś dziewczyną. Oboje patrzyli na nią z lekceważącymi uśmiechami, chociaż dziewczyna wydawała się pod takim wpływem alkoholu, że nie do końca kontrolowała lekki chichot.
- Co taka skwaszona? Ominęła cię dobranocka? - Avery nie miała ani ochoty ani siły zwracać na niego uwagę. Chciała tylko jak najszybciej znaleźć się we własnym łóżku i zasnąć. Nie przemyślała tylko, że wyspanie się nie zmieni w żaden sposób nastawienia Zayna do niej. Jakby postawił sobie za zadanie sprawianie, żeby dziewczyna czuła się źle w klubie. Nie to, żeby jakoś często się do niej zbliżał, ale jak już był gdzieś w pobliżu, to zwykle do jej uszu dochodziło coś, przez co z jej ust znikał lekki uśmiech, z którym obsługiwała gości. Było jej przykro z tego powodu. Była pewna, że brunet jej nie lubi, chociaż nie wiedziała dlaczego, ale gdy pod koniec zmiany w niedzielę zagrodził jej drogę i z oddechem wypełnionym procentami wysyczał, że powinna zniknąć, chociaż ubrał to w bardziej niecenzuralne słowa, zaczęła się go trochę bać. Podczas krótkiego snu przyśnił się jej jego kpiący uśmiech, z którym mówił, żeby wynosiła się z jego klubu, więc gdy w poniedziałek wstawała na zajęcia i weszła półprzytomna do kuchni, Roxy spojrzała na nią i zmarszczyła brwi. Avery delikatnie westchnęła i posłała niemrawy uśmiech brunetce.
- Co się stało?
- Nic.
- Takie kity to możesz matce przez telefon wciskać. Pytam jeszcze raz: co się stało?
- Po prostu... - Westchnęła i przetarła zaspane oczy wierzchem dłoni. - ...nie wiem, czy praca w tym klubie to był najlepszy pomysł...
- Dlaczego? - Roxy skupiła wzrok na przyjaciółce, a po chwili ciszy jej oczy lekko się rozszerzyły. - Ktoś ci coś zrobił?! Jak tam pójdę to tak go załatwię, że...
- Nie, Roxy... nie stało się nic, co byś mogła śledzić i opisywać w artykule...
- Mam w dupie jakiś artykuł. Kto ci coś zrobił?
-Nikt mi nic takiego nie zrobił...tylko...
- Tylko co?
- Po prostu źle się tam czuję.
- Przez kogo?... Avery, powiedz mi, proszę. - Dziewczyna westchnęła i spojrzała na brunetkę.
- Wiesz, jak to jest jak się ktoś przyczepi do ciebie bez powodu i jest niemiły?
- No.
- To właśnie jest taki facet, który tam pracuje i nie wiem dlaczego tak się mnie czepia.
- Dupek. Pokażesz mi go i postaram się, żeby miał paskudny wieczór. Co ty na to? Pójdę z tobą w następny weekend.
- Nie wiem, Roxy, czy to jest najlepszy pomysł.
- I tak mi nie zabronisz tam pójść...

Na szczęście dla dziewczyny, gdy już minął poniedziałek, jej uwaga zwróciła się na studia, a miejsce Zayna zajął Levi, który był cudownym przeciwieństwem muzyka, chociaż z wyglądu nie różnili się aż tak bardzo – obaj wysocy bruneci – to charakterami zupełnie się nie przypominali. Dzięki wspólnemu projektowi mieli pretekst, żeby więcej rozmawiać, chociaż nie były to wyłącznie rozmowy o szkole. W środę, po raz kolejny korzystając z małej ilości zajęć, spotkali się u Avery, żeby zacząć opracowywać prace na malarstwo. Levi narobił zadziwiająco dużo zdjęć panu Mccoyowi, dzięki czemu nie mieli problemu z wyborem kilku kadrów do przerobienia na portrety. Poza projektem wyprodukowali również obraz, na którym umieścili swojego nauczyciela w scenie niczym z „Bravehearta” w pięknym kilcie i z mieczem – jako nawiązanie do jego wyraźnego szkockiego akcentu – stwierdzając, że jeśli przeżyją wszystkie zajęcia z nim, to w prezencie dadzą mu to arcydzieło. Zdecydowanie znajomość z Levim rekompensowała dziewczynie obecność Zayna.
W czwartek pod wieczór do pokoju Avery wparowała Roxy i pomacała w jej stronę groźnie palcem, tak, że szatynka myślała już, że przyjaciółka ma do niej jakieś pretensje, ale usłyszała:
- Nie rezygnuję z tego, żeby dać popalić temu kretynowi z klubu, ale... rozchorowała się dziewczyna, która miała jechać pomagać przy takim reportażu i nie mają innych chętnych na wyjazd na ostatnią chwilę, więc tak jak normalnie by pewnie mnie nie wzięli to z tego wszystkiego dostałam propozycję pojechania z ekipą.... Także nie będzie mnie przez weekend... ale żeby nie było – idę z tobą za tydzień. Tak? Żebyś mi się potem nie wymigiwała. - Avery mierzona spojrzeniem zmrużonych oczu Roxy tylko wzruszyła ramionami.
- Jak chcesz. - Wiedziała, że nie ma sensu dyskutować z postanowieniem brunetki, bo po prostu dziewczyna powie jej, że nic ją to nie obchodzi i i tak pójdzie.
- Tak?
- Roxy, nie martw się. Nie ma sprawy. Mam tam Louisa i innych, więc spoko. - Nawet nie przejmowała się w tym momencie aż tak brunetem z klubu, bo minęło trochę czasu od kiedy ostatnio go widziała i jej emocje nieco opadły. Miała nadzieję, że po prostu okaże się, że Zayn miał zły tydzień ostatnio i tym razem będzie normalnie. Jakoś nie martwiła się tym dopóki nie musiała tam iść.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz