czwartek, 8 marca 2018

chapter twenty one: is it just prejudice?

Gdy w piątek wieczorem Avery wróciła po zajęciach do mieszkania, Roxy już tam nie było. Szatynka szybko coś zjadła, przebrała się i niedługo potem dostała sygnał od Lou, że czeka pod kamienicą. Kolejny raz czuła, że praca w piątki wykończy ją fizycznie, w związku z ilością zajęć na uczelni, a potem przypomniała sobie o tym, o czym nie chciała pamiętać i co miało szansę wykończyć ją psychicznie. Miała szczerą nadzieję, że coś w jego zachowaniu się zmieni, ale były to płonne nadzieje. Nadal patrzył na nią z lekką irytacją, ale z Lou w pobliżu jakoś nie dokuczało jej towarzystwo bruneta. Jak zwykle usiadł przy barze, żeby wypić coś na rozgrzewkę, więc musiała zbliżać się do niego od czasu do czasu. Przez cały wieczór nie ominęło jej kilka kpiących spojrzeń i jakaś złośliwa uwaga okraszona nonszalancko uniesionym kącikiem ust. Jej zmęczenie jednak kazało jej kompletnie go zignorować i myśleć wyłącznie o tym, ile jeszcze pozostało do powrotu do domu. Była naprawdę szczęśliwa, gdy Lou z uśmiechem wyszedł zza baru i wręczył jej płaszcz.
Dziwnie było jej pierwszy raz budzić się samej w mieszkaniu bez Roxy, ale poza tym, że nie spotkała nikogo w kuchni to dzięki pracy na malarstwo i ćwiczeniom na rysunek, prawie nie odczuła nieobecności brunetki. Potem znowu zebrała się i tym razem już bardziej wyspanej pracowało się jej lepiej, co chyba źle przyjął jedynie brunet. To znaczy chyba musiał jakoś wyrównywać jej nastrój, bo w sobotę lepiej mu szło dokuczanie dziewczynie. W niedzielę wczesnym popołudniem wpadł do niej Levi, żeby zestawić razem ich obrazy i ocenić jak się razem prezentują. Chłopak spędził u niej trochę czasu i musiała go delikatnie wyprosić dopiero, gdy przypomniała sobie, że musi przygotować się do wyjścia. Gdy zaczynała zbierać się do pracy, dostała wiadomość od Roxy, że coś się przedłużyło i prawdopodobnie wróci dopiero rano, w związku z czym nie chciała, żeby Avery dziwiła się po powrocie z pracy, jeżeli by jej nie było.

- Avery, chodź tu na chwilkę. - Lou machnął na nią ręką. Było już po drugiej i powoli wszyscy zaczynali oczekiwać na zamknięcie lokalu. - Słuchaj, muszę wyjść trochę wcześniej i Joel jedzie ze mną, bo dzwonił sąsiad, że coś w mieszkaniu się stało, zalało go chyba, a to jest sąsiad zza ściany i mówił, że nas też mogło. Nie miałabyś nic przeciwko, żeby odwiózł cię Niall?
- Nie, w ogóle to mogę wrócić sama...
- Nie no, nie żartuj. Jest późno, a poza tym rozumiem, że masz jutro zajęcia, więc nie będziesz tracić czasu na łażenie piechotą. Chciałem tylko upewnić się, że nie masz nic przeciwko.
- Nie ma sprawy.
- Super.
Nadeszła trzecia i klub powoli się wyludniał. Lou i Joel trochę wcześniej się ulotnili, a Avery z Carą zaczynały sprzątać stoliki.
- Kurde... no nie... - Szatynka usłyszała za plecami zirytowane westchnienie dziewczyny.
- Co się stało?
- Moja sukienka... ktoś musiał wylać drinka i musiałam się otrzeć... - Jęknęła dotykając jasnego materiału.
- Chodź to ci to zapiorę, bo później będzie ci trudno się tego pozbyć. - Poszły do łazienki i tam Cara usiadła przy umywalce, a Avery namoczyła i zaprała dziwną niebieską plamę na skraju białej sukienki.
- Że też akurat dzisiaj ubrałam się na biało... - Mruknęła wzdychając ciężko.
- Nie martw się, prawie zeszło. Myślę, że jak wypierzesz, to będzie ok.
- Dzięki wielkie. - Dziewczyna uśmiechnęła się lekko i zeskoczyła z umywalki. Zaraz po skończeniu spojrzała na telefon stwierdzając, że musi lecieć, bo nie dość, że się poplamiła to jeszcze spóźnia się, a chłopak na nią czeka. Wyszła z łazienki i poleciała do pokoju za barem, żeby się zebrać. Avery trochę wolniej wyszła z pomieszczenia i skierowała się na parkiet chcąc sprawdzić, czy Niall jest już gotowy. Po sali kręciło się jeszcze kilka osób, ale nie mogła wypatrzyć blondyna, więc zagadnęła jednego ze znanych jej ochroniarzy:
- Hej, nie wiesz, gdzie jest Niall?
- Chyba już poszedł...
- Nie ma go? Świetnie, czyli wracam piechotą... - Jęknęła, bo już teraz nie zapatrywała się tak dobrze na prawie godzinny spacer.
- Avery, to twoje, nie? Lecę, pa!- Cara, która nagle się pojawiła na parkiecie podała jej płaszcz i pobiegła do wyjścia.
- Tak dzięki. Pa...
- Słuchaj, będziemy zamykać za chwilę...
- Już tylko wezmę torbę. - Poszła do pokoju dla pracowników, ale natrafiła na zamknięte drzwi, więc wróciła z powrotem do ochroniarza. - Nie wiesz kto ma klucz?
- A Cara go nie zamykała?
- Ale ona już poszła. Widziałeś jak wylatywała.
- To nie wiem, może zabrała klucz.
- Nie, nie... to niemożliwe... tam jest moja torba z kluczami... - Dzisiejszy wieczór stawał się coraz koszmarniejszym żartem. Czekał ją nocny spacer, została bez telefonu i kluczy, a Roxy nie było. Świetnie.
- No, ale masz płaszcz... pewnie zgarnęła wszystko co tam było... Mogę do niej zadzwonić... - Mężczyzna wyciągnął telefon i wybrał numer. Po chwili rozmowy odsunął urządzenie od ucha i pokręcił głową. - Cara mówi, że wzięła wszystko, torby nie było i myślała, że po prostu nie wzięłaś jej.
Avery westchnęła ciężko i rozejrzała się po pomieszczeniu. Większość już opuściła klub spiesząc się do domów i na jej nieszczęście nie został nikt z jej bliższych znajomych, których mogłaby prosić o pomoc. Cudownie. Jeszcze gorzej poczuła się, gdy zobaczyła opierającego się o pobliską ścianę Zayna, którego wcześniej nie zauważyła. Przyglądał się jej i musiał wszystko słyszeć. Jeszcze lepiej. Miała wrażenie, że brunet zaraz powie coś, co jeszcze bardziej ją pognębi. Pokręciła zniechęcona do życia głową i narzuciła na ramiona płaszcz. Może uda się jej wejść do kamienicy od podwórka i przeczeka parę godzin do powrotu Roxy? Odwróciła się w stronę wyjścia i dokładnie w tym momencie Zayn odepchnął się od ściany i zaczął się do niej zbliżać. Avery nie chciała go prowokować do kontaktu, ale zerknęła na niego. Chłopak miał dziwną, jakby niezdecydowaną minę i był coraz bliżej niej. Obydwoje byli już niedaleko wyjścia, ale brunet zostawał trochę z tyłu.
- Nie masz gdzie iść? - Usłyszała w końcu jego głos, gdy sięgała by pchnąć drzwi.
- Idę do domu.
- Przecież nie masz kluczy...
- Trudno... jakoś sobie poradzę... - Na moment zapadła cisza, którą przerwał znowu mężczyzna.
- Chodź ze mną.
- Proszę? - Avery zatrzymała się patrząc na niego zdziwiona, bo chociaż w jego głosie nie było słychać kpiny, spodziewała się zobaczyć ją na jego twarzy. Jednak, gdy się obróciła i spotkała jego wzrok nic w nim nie wskazywało, żeby żartował. - Gdzie?
- No przecież nie masz gdzie spać.
- Ale... - Dziewczyna nadal skanowała jego twarz w poszukiwaniu znaku, że chłopak ją podpuszcza. - ...Nie... nie będzie ci to przeszkadzać?
- Wierz mi, nie proponowałbym ci tego, gdyby miało. - Dziewczyna patrzyła na niego niepewnie, zastanawiając się, czy przyjmowanie propozycji chłopaka jest bezpieczne. To znaczy, co się stało, że nagle postanowił jej pomóc? Powoli i nie do końca z przekonaniem kiwnęła głową. Może... może źle go oceniła? Był gburowaty, ale w końcu to czyny, a nie słowa świadczą o człowieku, prawda? Może tak naprawdę brunet był w porządku, tylko krył się za taką niemiłą fasadą? Może znalazł okazję do polepszenia sytuacji między nimi, za którą sam był odpowiedzialny?
Wyszli w ciszy przed klub na pustą, cichą ulicę i skierowali się w stronę wskazaną przez chłopaka, który tylko krótko mruknął, że mieszka niedaleko. Po kilkunastu minutach doszli do jakiegoś budynku, przed którym chłopak zwolnił i z kieszeni kurtki wyciągnął klucze. Wpuścił dziewczynę w zupełną ciemność, która została rozproszona tylko w niewielkim stopniu przez słabo świecącą żarówkę zapaloną przez chłopaka. Weszli na trzecie piętro i tam brunet otworzył drzwi swojego mieszkania. Była to niewielka kawalerka i na pierwszy rzut oka można było stwierdzić, że mieszka tam mężczyzna. Nie było zbyt wielu drobiazgów czy zdjęć. Parę rzuconych na krzesło ubrań, gitara oparta o ścianę. Mieszkanie składało się z kuchni, łazienki i pokoju. W Avery, gdy tylko zdjęła z siebie płaszcz, uderzył chłód. Tak jakby w ogóle nie ogrzewał swojego mieszkania. Jej skóra pokryła się gęsią skórką. Przestała się tym przejmować, gdy obrzuciła jeszcze raz mieszkanie wzrokiem i pierwsze, co rzuciło jej się w oczy, to że Zayn nie posiada niczego innego do spania niż łóżko. Żadnej kanapy ani nic. Chłopak chyba złapał jej spojrzenie i uśmiechnął się pod nosem.
- Chyba nie wymiękasz?
Avery nic nie odpowiedziała, tylko cicho westchnęła. Znowu przebiegł ją dreszcz. Nie miała pojęcia jak mógł wytrzymać w takiej temperaturze normalnie.
- Jeżeli chcesz to tam jest łazienka. I możesz wybrać sobie stronę łóżka, bo jak widzisz innego miejsca nie mam.
Po parunastu minutach oboje leżeli w łóżku. Dla niego nie było w tym nic dziwnego, ale dziewczyna była skrępowana całą sytuacją i położyła się tylko dlatego, że nie chciała nagle stwierdzić, że jednak idzie posiedzieć na klatce schodowej. Chociaż była nakryta kołdrą, od momentu zdjęcia płaszcza wciąż nie mogła się rozgrzać. Skuliła się najbardziej jak mogła, ale niewiele jej to pomogło i miała wrażenie, że trzęsie się jak głupia.
- Co ci się dzieje? - Mruknął Zayn.
- Nic.
- Płaczesz?
- Nie.
- Przecież kurwa czuję, że się trzęsiesz.
- Zimno mi. - Westchnęła rzucając okiem na jego ledwo widoczny zarys.
- Przecież jesteś przykryta.
- No i co z tego? Nie wiem, czy zauważyłeś, ale jest tu cholernie zimno.
- Odwróć się.
- Co mi to da?
- Musisz dyskutować? Po prostu się odwróć. - Westchnął z lekką irytacją.
Dziewczyna przez moment zastanawiała się, czy spełnić polecenie chłopaka, ale ostatecznie pomyślała, że przynajmniej może będzie mogła udawać, że jest sama. Przy okazji odsunęła się jeszcze na sam skraj łóżka.
- Było ci zimno...
- I nadal jest...
- To czemu się odsuwasz?
Dyskusje z Malikiem... jak zawsze niezwykle efektywne... Avery nic nie odpowiedziała dochodząc do wniosku, że im szybciej zapanuje cisza, tym szybciej zaśnie i tym szybciej się stąd wyniesie.
- Nadal się trzęsiesz. - Mruknął i oplótł dziewczynę ramionami przyciągając ją do siebie, tak, że znalazła się na środku łóżka. W momencie, w którym dotknęły ją dłonie chłopaka nie była specjalnie zadowolona i zamierzała mu coś powiedzieć, ale skapitulowała, gdy tylko jej plecy dotknęły rozgrzanego torsu chłopaka. Jego dłonie pozostały na jej ciele, oplatając jej talię i utrzymując dziewczynę blisko niego. Na szyi poczuła ciepły oddech. Już nie wiedziała, czy woli chłopaka blisko czy nie. Z jednej strony było tam naprawdę zimno, ale on tak blisko też jej nie odpowiadał. Miała poważnie mieszane uczucia co do zamiarów chłopaka. Jakby tylko chciał jej pomóc to spałby na drugim końcu łóżka. Ale wtedy nadal by zamarzała. Krępowało ją jego zachowanie, ale przez to, że go nie widziała, tylko czuła bijące od niego ciepło, nie mogła całej sytuacji oceniać tak, jakby to zrobiła normalnie. Poza tym była zmęczona i senna i chyba tylko dlatego jej przemyślenia przerwał dosyć szybko sen, który nagle odciął ją od możliwości analizowania czegokolwiek.

Zasnęła chociaż jej niespokojny sen nie trwał długo. Jej umysł dobrze wiedział, że musi wstać na zajęcia. Musiała wstać nawet trochę wcześniej niż zwykle, bo musiała jeszcze zahaczyć o własne mieszkanie, przebrać się i wziąć rzeczy. Obudziła się czując zapach kawy. Czuła, że nadal ma towarzystwo w łóżku, ale już nie takie przytłaczające jak w nocy. Podparła się na łokciu i dopiero wtedy zobaczyła, że ramię lekko przerzucone przez jej talię nie należy do bruneta tylko do jakiejś śpiącej dziewczyny. Lekko zdezorientowana wstała, poprawiła sukienkę i poszła zajrzeć do kuchni, mając nadzieję, że znajdzie bruneta, podziękuje za nocleg i szybko zniknie. Zobaczyła, że chłopak siedzi na blacie z telefonem w ręku i popija kawę, której zapach był tam jeszcze intensywniejszy. Stała przez chwilę w progu zastanawiając się co powiedzieć.
- Ymm... hej, Zayn... Dzięki za przenocowanie.
- Nie ma sprawy. Przynajmniej miałem na co popatrzyć. - Uśmiechnął się zerkając na dziewczynę.
- Nie wiem... - Zaczęła, ale przerwał jej zaspany głos.
- Cześć – Avery zerknęła na dziewczynę, która przed chwilą obejmowała ją we śnie, a potem wróciła wzrokiem do bruneta, który siedział nadal lekko się uśmiechając.
- Ok, to... dzięki... muszę lecieć na zajęcia...
- Czekaj... - Chłopak zeskoczył z blatu i zbliżył się do dziewczyn. - Przenocowałem cię, więc może być mi się odwdzięczyła...
- Trzeba było wcześniej powiedzieć, że nie robisz tego bezinteresownie. - Mruknęła dziewczyna marszcząc brwi. Coraz bardziej zaczynała żałować, że przyjęła jego propozycję. Czego będzie chciał? Kasy? Przysługi?
- Przenocowałem cię bezinteresownie, ale drzwi się same bezinteresownie nie otworzą.
- Zayn, daj jej spokój. - Mruknęła druga dziewczyna opierając się o ramę drzwi.
- W sumie ty też mogłabyś coś zrobić... - Mruknął powoli, wciąż przyglądając się Avery. - ...Pocałuj ją.
- Co? - Mruknęły jednocześnie.
- Chcę mieć miły poranny widok. A potem możecie iść. - Oparł się o blat i wbił wzrok w szatynkę z lekkim uśmiechem.
- Zwariowałeś?
- Mogę poczekać. W sumie nigdzie nie wychodzę, więc...
- Ale ja mam zajęcia! Otwórz drzwi!
- To sobie poczekasz.
- Robisz to specjalnie?!
- Przecież to nic takiego... Masz z tym problem, młoda? Tak ładnie wyglądałyście razem w łóżku... - Westchnął i sięgnął po kubek z kawą.
- No dobra, chodź tu, bo już nie wyjdziemy... - Mruknęła w końcu druga dziewczyna, która najwyraźniej znała bruneta dłużej i podeszła do Avery. Ta poświęciła ostatnie spojrzenie chłopakowi, który lekko zmrużył oczy i poczuła jak dziewczyna kładzie jej dłoń na szyi i lekko nachylając się połączyła ich usta w delikatnym pocałunku. Gdy oderwała się od zdziwionej Avery, mruknęła:
- No Zayn, otwieraj. - Chłopak prychnął cicho.
- Mogłyście się bardziej postarać... - Ale powoli odepchnął się od blatu i wyciągnął z kieszeni klucze. Avery, po tym jak usłyszała przekręcany zamek, już bez słowa nałożyła płaszcz i buty i odprowadzona zadowolonym wzrokiem bruneta, zniknęła za drzwiami. Szybkim krokiem skierowała się do własnego mieszkania, mając nadzieję, że Roxy już tam jest i zaczęła w głowie przeklinać bruneta i decyzję pójścia do niego. Myślała, że źle go oceniła na początku? Teraz wiedziała, że się nie myliła...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz