sobota, 17 stycznia 2015

chapter two: even if it's intricate, remember it's your path

hej.
dodaję tylko dlatego, że miałam to już wcześniej napisane. do żadnego innego opowiadania nic nie mam szansy dodać, bo po prostu nie mam w tej chwili niczego na zapas napisanego :(
przykro mi, ale te dwa najbliższe tygodnie są dla mnie zabójcze i... cóż... napiszę coś, jeśli je przeżyję...
(wiem, robię z tego tragedię, ale  przytłacza mnie ilu rzeczy nie zdążę się nauczyć na wszystkie testy i egzaminy :P)

a teraz dalsza część początku tej historii ^^

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


Gdy była jeszcze w domu kilkadziesiąt razy sprawdzała mapę, zupełnie jakby chciała się wyuczyć na pamięć drogi z dworca na uczelnię. Wiedziała dobrze (przynajmniej w teorii) z jakiego przystanku powinna pojechać i jaką linią, wiedziała ile powinno jej to zająć i jak z przystanku docelowego dotrzeć już do samego budynku szkoły. I mimo, że to wszystko wiedziała i dokładnie pamiętała, czuła się jakby ktoś pozakręcał i poplątał wszystkie możliwe drogi. Na szczęście dla szatynki, gdy już udało jej się oderwać stopę od podłoża i wykonać pierwszy, a potem drugi krok, każdy kolejny wykonywała coraz pewniej i zanim się obejrzała zobaczyła znak informujący o przystanku. Nie wiedziała dokładnie, o której przyjedzie potrzebny jej autobus, ale gdy wróciła jej jaka taka zdolność logicznego myślenia wykonała piruet wokół siebie i znalazła automat sprzedający bilety. Z niewielkim skrawkiem papieru uprawniającego ją do przejazdu podeszła do tabliczki informacyjnej, gdzie okazało się, że spędzi w tym dziwnym miejscu jeszcze dobre piętnaście minut. Przyglądała się przez chwilę zegarowi wiszącemu na jednej ze ścian potężnego budynku dworca i cicho wyliczała sobie jak duży zapas czasu jeszcze jej pozostał. Była na siebie zła, że nie przyjechała przynajmniej dzień czy dwa wcześniej, bo teraz musiała bardzo liczyć się z tym, że jeśli spóźni się na rozmowę kwalifikacyjną to jej marzenia o nauce legną w gruzach. Miała wcześniej plany, że przyjedzie wcześniej, załatwi sprawę akademika i może uda jej się znaleźć pracę, ale w ostatnich dniach jej mama źle się czuła i mimo, że mówiła Avery, żeby się nią nie przejmowała i jechała, to szatynka nie dała się przekonać i przez ostatni tydzień pilnowała, żeby mamie się poprawiało. Tu akurat nie miała ani jej ani sobie za złe, bo rodzina była absolutnym priorytetem dla dziewczyny. Teraz jednak zjadał ją stres i była zła na siebie, że nie zadzwoniła i nie spróbowała pozałatwiać czegokolwiek jeszcze w domu. Oparła się o jeden ze słupków, na których spoczywał daszek osłaniający ludzi czekających na przystanku i głęboko westchnęła. Przypominając sobie o obietnicy danej mamie, wyciągnęła z kieszeni telefon i zadzwoniła do domu, żeby dać znać co się z nią dzieje. Rozmowa nie trwała długo z powodu zdenerwowania dziewczyny, więc po skończeniu nie pozostało jej już nic innego jak tylko włożyć słuchawki w uszy i cierpliwie zaczekać, aż jej transport przyjedzie. Miała szczęście i dokładnie gdy wskazówka na zegarze dworcowym przesunęła się, żeby pokazać równo godzinę 13:52, która to godzina widniała na rozkładzie jako godzina odjazdu linii 438, na przystanek podjechał autobus. Troszeczkę uspokojona dziewczyna wsiadła do niego, lekko uśmiechnęła się do kierowcy i skasowała bilet. Kolejne blisko pół godziny spędziła odliczając ilość postojów, co chwila z niepokojem wpatrując się w elektryczną tablicę, która wskazywała jaki będzie kolejny przystanek. W końcu świecące, czerwone punkciki ułożyły się w wyczekiwaną przez dziewczynę nazwę ulicy, na której musiała opuścić pojazd. Na chodniku, znowu owianą chłodnym powietrzem dziewczynę po raz kolejny ogarnął niepokój. Jednak pogoda nie dała jej możliwości nazbyt długich wewnętrznych dyskusji. Wraz z silniejszym podmuchem wiatru, szatynkę ogarnął chłód, z którego powodu na jej ciele pojawiły się dreszcze pomimo kurtki, którą miała na sobie, więc szybkim krokiem ruszyła przed siebie chcąc opanować trzęsienie się. Zbliżała się 14:40, gdy przystanęła przed masywnym, starym, ale świetnie utrzymanym budynkiem z jasnego kamienia. Przed nią znajdowały się ciężkie drewniane drzwi, a zaraz obok nich duże, złote litery układały się w nazwę „Royal Academy of Art”. Mając już niewiele czasu, Avery wbiegła po schodach i, zanim jeszcze pociągnęła za żelazną klamkę, odczytała niewielkie ogłoszenie, które informowało o tym, że rozmowy kwalifikacyjne na studia na wydziale malarstwa odbywają się w dniu dzisiejszym od godziny 12 do 17 w sali 26 i obowiązuje lista z kolejnością i godzinami dla poszczególnych kandydatów. We wnętrzu panowała przyjemna temperatura, dzięki której Avery w końcu przestała się trząść. Niby na dworze nie było mrozu, ale pogoda wydawała się szykować do ulewnego deszczu, a silny, przenikliwy wiatr tylko potwierdzał to wrażenie zaganiając nad miasto posępne, szare chmury. Dziewczyna rozejrzała się po szerokim, pustym korytarzu, próbując znaleźć jakąś wskazówkę, gdzie miałaby się znajdować rzeczona sala numer 26, ale jedynym, co w końcu udało się jej wypatrzyć, była mała tabliczka z napisem „Portiernia”. Powoli podeszła do drzwi, na których widniały ów słowa i nieśmiało zapukała. Usłyszała niewyraźne „proszę” tłumione przez ścianę, więc pchnęła drzwi i jej oczom ukazał się łysiejący mężczyzna w nieco starszym już wieku, który siedział na krześle i prawdopodobnie coś czytał, gdyż na biurku, nad którym się pochylał, leżała jakaś otwarta gazeta.
- Dzień dobry. Przepraszam bardzo, czy wie pan gdzie znajdę salę 26? - Zapytała patrząc z nadzieją na siedzącego człowieka. Portier, jak się domyślała, spojrzał na nią znad okularów, które miał na nosie, a chwilę później wstał i zbliżył się do niej.
- Musi panienka pójść w lewo tym korytarzem. - Stanął obok niej i wychylił się za próg wskazując dziewczynie drogę. - Korytarz tam się nie kończy, jak ta ściana, tylko skręca w prawo. Pójdzie panienka tam i dojdzie aż do schodków, które prowadzą w dół i tam są drzwi. Jak przez nie panienka przejdzie, to znajdzie się w takim wewnętrznym korytarzu i tam już są tylko cztery pary drzwi, które mają numery od 24 do 27, to już się panienka zorientuje.
- Dziękuję bardzo. - Avery uśmiechnęła się do mężczyzny najpiękniejszym uśmiechem, na jaki było ją stać. Bardzo ceniła takich uprzejmych ludzi, nie mówiąc już, że starszy człowiek miał coś z takiego dobrotliwego dziadka, który zawsze jest gotowy służyć wnuczce radą.
- Panienka na te rozmowy przyszła, nie mylę się? - Zagadnął jeszcze mężczyzna.
- Tak. Tylko nie wiem... - Zaczęła niepewnie, bo mimo wszystko ciągle czuła strach.
- Proszę się nie stresować na zapas. Na pewno pójdzie dobrze. A jeśli nie pójdzie tak jak to sobie panienka obmyśliła, to nie znaczy, że poszło źle, to znaczy, że po prostu czeka na nią inna przygoda. - Pan portier uśmiechnął się do niej życzliwie i skinął głową w stronę korytarza. - Proszę iść i niczego się nie bać.
- Dziękuję panu bardzo. - Z powrotem przywołała na twarzyczkę uśmiech, który miał poprzeć słowa wdzięczności i obróciła się w lewo, kierując się wskazówkami portiera. Po chwili i kilkudziesięciu krokach, korytarz skręcił, a jego kamienna posadzka została przecięta kilkoma schodkami. Zaraz jak tylko zeszła wyciągnęła przed siebie rękę i pchnęła ciężką, drewnianą powłokę prowadzącą do niewielkiego, podłużnego pomieszczenia, w którym znajdowały się cztery pary drzwi, wszystkie oznaczone niewielkimi, złotymi tabliczkami, informującymi o numerze pokoju. Wejścia do poszczególnych sal znajdowały się na dłuższych ścianach pomieszczenia, przy każdym z rogów. Gdy znalazła się w środku, jej oczom ukazało się kilka osób, które musiały czekać na swoją kolej. Nie było ich zbyt dużo, bo zostały trochę ponad dwie godziny według harmonogramu. Oczy zebranych odruchowo zwróciły się, żeby zaspokoić ich ciekawość i przez krótki moment dziewczyna stała obserwowana przez dwójkę chłopaków i cztery dziewczyny.
- Na którą jesteś? - Zapytała, w końcu przerywając ciszę, szczupła brunetka w fioletowej spódniczce i niebieskiej koszuli.
- Na 15:30. - Odpowiedziała przebiegając wzrokiem po zebranych.
- Dobrze, że przyszłaś, bo pewnie wejdziesz wcześniej, bo ktoś się nie pojawił.
- To znaczy, że teraz ktoś z was wchodzi?
- Tak. Jak zawołają, to wchodzę ja, bo jestem na 15:15, ale wchodzę o 15:00, bo ktoś wcześniej wypadł. No, a potem ty. - Odezwał się blondyn opierający się o ścianę w pobliżu drzwi po lewej stronie w głębi sali.
- A powiedzcie mi... Wiecie jak to wygląda? Ta rozmowa? - Zapytała nieśmiało.
- Właściwie nie za bardzo. Ludzi, z którymi rozmawiali wypuszczają innym wyjściem... No ewentualnie zjadają, bo nikt jeszcze nie wrócił tymi drzwiami. - Odezwała się blondynka siedząca w rogu pokoju i uśmiechnęła się lekko.
- Czyli nie wiecie czego się spodziewać.... - Mruknęła Avery.
- Wiesz... generalnie będą oglądać twoje prace. Nie ma jakiejś teorii czy czegoś takiego, bo tego będziemy się uczyć... Mogą pytać o takie ogólne rzeczy, jak ulubiony styl w malarstwie czy artysta, którego najbardziej podziwiasz. - Wzruszył ramionami blondyn.
- Słyszałam, że do przyjęcia musisz mieć jedną z trzech rzeczy: albo rysujesz i malujesz bardzo klasycznie i akademicko, albo musisz mieć całkowicie odjechane abstrakcje i najlepiej dorobioną długą teorię co obraz przedstawia, albo trzeba podać nazwisko jednego z nauczycieli tu wykładających jako twojego prywatnego nauczyciela rysunku. - Powiedziała szatynka ubrana na czarno. Avery zmarszczyła brwi. Raczej nie mogła pochwalić się żadną z tych rzeczy. Nie miała szansy brać lekcji u kogokolwiek, bo nie miała na to kasy. Była całkowitym samoukiem. Abstrakcji nie cierpiała i od zawsze, jak sięgała jej pamięć, uważała to za co najmniej ułomny dział sztuki. Klasycznie pewnie też nie malowała, bo, no cóż, to oznaczało zasady, wzory i reguły, których ani nie miał kto jej wpoić ani ona sama by ich nie przestrzegała. Bo sztuka była dla niej wolnością. Ucieczką od szarej rzeczywistości i problemów. Nie potrzebowała ograniczeń.
- Ale właściwie, to nigdy nie wiadomo, co im się akurat uwidzi. Nikt nie jest z góry skreślony. - Powiedział blondyn.
- Pan Tyler Walsh? - Drzwi znienacka się otworzyły i stanęła w nich kobieta w średnim wieku, z okularami na nosie i włosami spiętymi w ciasnego koka. Ubrana była dość klasycznie, co nie znaczy, że specjalnie ciekawie czy korzystnie. Miała na sobie trochę za duży kostium składający się z garsonki i spódnicy w kolorze brudnego różu, a do tego półbuty w dziwnym odcieniu beżu.
- To ja. - Odezwał się blondyn i złapał za uchwyt teczki i za pasek swojej torby, gotowy do wejścia na salę. Kobieta po krótkim przyjrzeniu się chłopakowi odwróciła się bez słowa i zniknęła z powrotem za drzwiami, a Tyler podreptał za nią. No to zostało 15 minut... Avery spięła się momentalnie na tę myśl, ale nie chcąc pokazywać pozostałej piątce swojego zdenerwowania, powoli podeszła mniej więcej w to samo miejsce, gdzie wcześniej stał blondyn i zdjęła z ramienia torbę, którą razem z plecakiem odłożyła na podłogę. Teczkę delikatnie oparła o ścianę i pozbyła się kurtki, w którą cały czas była ubrana. Oparła się o ścianę i wlepiła spojrzenie w podłogę. Zamierzała się przez kolejne kilkanaście minut skupiać na powtarzaniu: „Wszystko będzie dobrze. Uspokój się.” Cała sala znowu pogrążyła się w ciszy, jakby mieli nadzieję usłyszeć cokolwiek zza ściany. Minuty powoli mijały i w końcu dało się słyszeć jakby przytłumione stukanie obcasów, klamka drgnęła i oczom zebranej szóstki ukazała się ta sama kobieta, co chwilę wcześniej.
- Pani Noelle Blaise?

 ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

3 komentarze:

  1. Biedna Noelle, tyle stresu musi sie najesc, ale cos czuje, ze będzie dobrze i dostanie sie:)
    Kurde, uwielbiam Twoj styl pisania. Dobrze piszesz, rewelacyjnie. Fajnie opisujesz wszystko, dialogi sa skladne i ladne hehe :)także czekam na kolejny, jestem ciekawa jak sobie poradzila.
    Buziaki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziwnie jest znowu od początku rozkręcać nowe opowiadanie :P w ogóle jest śmiesznie, bo miałam od czegoś zupełnie innego zacząć, ale potem tak mnie naszło na taki spokojniejszy początek.
      bardzo się cieszę, że Cię tutaj też mam ^^
      jesteś takim dobrym motywatorem ^^
      :*

      Usuń
    2. Tiruriru ciesze sie ze jestem motywatorem ;D
      Haa, ja sie wszedzie wepchne tam gdzie będziesz pisac swoje opowiadania.
      A teraz spadam czytac kolejny rozdzial bo jakos tak wyszło ze go przeoczylam :)

      Usuń