Hej Koty moje kochane!
Mam tu trzeci rozdział. Jak to zwykle u mnie bywa, potrzeba mi chwili na rozkręcenie akcji, ale mam nadzieję, że dacie radę przebrnąć przez początek ^^
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
- Pani Noelle Blaise? - Avery chwyciła
plecak, torbę i teczkę i bez słowa podążyła za kobietą.
Znalazła się w sporym pomieszczeniu, z podwyższeniem na początku
sali, gdzie przy dosyć długim biurku siedziało troje ludzi. Pani,
która wywoływała kandydatów zajęła czwarte miejsce przy biurku
i spojrzała na starszego pana siedzącego obok niej.
- A więc panno Blaise... Proszę
odłożyć rzeczy gdziekolwiek i pokazać nam swoje prace. - Avery
rozejrzała się wokół siebie i szybko położyła to, co miała ze
sobą na jednej z ławek, które stały w całej sali i niosąc
teczkę zbliżyła się do biurka komisji. Uchyliła czarny karton i
wysunęła z jego wnętrza plik różnej wielkości kartek z
obrazami. Podczas gdy cała czwórka cicho mrucząc podawała sobie
jej prace, dziewczyna ukradkiem przyglądała się twarzom
siedzących. Poza kobietą, której już zdążyła się przyjrzeć i
starszym panem, który się odezwał, przy stole siedziała jeszcze
jedna kobieta, tyle, że dużo starsza od tej drugiej, całkiem siwa
i o niepoliczalnej liczbie zmarszczek na twarzy i szyi. Wyglądała
na osobę, która już dawno powinna być na emeryturze, ale
najwyraźniej ciągle miała siły żeby pracować. Ostatnim
członkiem komisji był dużo młodszy od reszty mężczyzna.
Zdecydowanie nie pasował do reszty, która musiała mieć spore
doświadczenie w nauczaniu biorąc pod uwagę ich zaawansowany wiek.
Prawdopodobnie jednak były jakieś wymagania dotyczące ilości
ludzi w składzie takich komisji rekrutacyjnych, a Avery nie sądziła,
żeby na uczelni były niewyczerpalne zapasy starszych ludzi. Pod
uwagę trzeba było też wziąć, że w tym samym czasie działało
kilka takich komisji przyjmujących studentów. Tak przynajmniej
wynikało z informacji na wejściu do budynku uczelni. Zapewne więc
najmłodszy członek był jakimś ćwiczeniowcem lub pomocnikiem.
- Dobrze. Dziękujemy bardzo. Może
pani schować prace. - Z zamyślenia wyrwał ją głos starszego
mężczyzny. Avery posłusznie zebrała kartki lekko trzęsącymi się
rękoma i włożyła je z powrotem do teczki. - Więc... prezentuje
pani całkiem poprawne umiejętności w zakresie rysunku i malarstwa.
Ma pani nie najgorszą kreskę i dobrze operuje światłocieniem.
Szczególnie dobrze oddają to pani portrety rysowane ołówkiem i
węglem. Proszę mi powiedzieć: uczyła się pani u nas w ramach
jakichś kursów letnich, albo brała pani u kogoś lekcje?
- Niestety nie. Jestem raczej typem
samouka. - Powiedziała cicho spoglądając na mężczyznę.
- Wielka szkoda. Myślę, że ma pani
zadatki na portrecistkę. Szkoda, że wśród pani prac nie znalazły
się klasyczne akty i jest dość niewiele pejzaży. Brakuje mi także
większej ilości obrazów malowanych farbami.
- Niestety rzadko mam dostęp do farb.
- Mruknęła. A bliższym jeszcze prawdzie, byłoby stwierdzenie:
kupowanie papieru, ołówków i ewentualnie kredek całkowicie
wyczerpuje moje możliwości finansowe. Farby mam od święta, czyli
raz w roku.
- Niestety obawiam się, że poprawne
umiejętności to trochę za mało, żeby poradziła sobie pani na
tej uczelni. - Odezwała się młodsza kobieta. - Rozumie pani, że
zgłasza się do nas naprawdę wielu wybitnych kandydatów z realną
szansą osiągnięcia wielkości na poziomie mistrzów. - O, nie,
ona tego nie powiedziała... wcale tego nie powiedziała...
- Musimy pani niestety podziękować,
ale proszę nie rezygnować. Może przyjść pani na kurs w trakcie
wakacji, albo skorzystać z prywatnych lekcji. Ma pani dobrą bazę,
która trzeba tylko podszlifować. A za rok czy dwa, kto wie? - Avery
przygryzła wargę gotowa wybuchnąć płaczem tu i teraz, ale
próbowała doczekać do chwili opuszczenia tego przeklętego
budynku. Szybko pozbierała swoje rzeczy i bąkając ciche „Do
widzenia” skierowała się do wskazanych drzwi. Wyszła na pusty
korytarz, podobny do tego, na którym znalazła się zaraz po wejściu
do budynku. Czuła jak pierwsze łzy tworzą wilgotną ścieżkę na
jej zaróżowionych policzkach. Nie chciała tam stać, ale czuła,
że dopóki się nie uspokoi, nie da rady spokojnie przemyśleć co
powinna zrobić. Rozajrzała się wokół siebie szukając łazienki.
Zaczęła iść korytarzem, licząc na jakikolwiek znak czy
kierunkowskaz. Na jej szczęście po paru metrach natrafiła na drzwi
prowadzące do toalety. Była niestety męska, ale po przeskanowaniu
całego otoczenia, okazało się, że łazienki dla dziewczyn i tak
nie ma w zasięgu wzroku, a korytarze tak czy inaczej były puste, bo
rok akademicki jeszcze się nie zaczął. Szatynka była zbyt
pesymistycznie nastawiona, żeby przejmować się teraz tym, co ktoś
może o niej pomyśleć i po krótkim wzruszeniu ramion pchnęła
drzwi i weszła do pomieszczenia. Było tam całkiem cicho, co
upewniło ją, że nikomu nie będzie przeszkadzać. Zrzuciła
wszystkie rzeczy na podłogę i spojrzała z żałością na swoje
odbicie w lustrze. Przecież nie tak miało być. Przecież to
miała być tylko taka formalność. Przecież... Co mam teraz
zrobić? Po jej policzkach spłynęło więcej słonych łez
mocząc jej dekolt i koszulkę. Nie miała pieniędzy, studiów,
mieszkania, pracy ani nikogo znajomego. Musiała wracać, to było
jedyne wyjście. Wróci i znajdzie sobie jakąś pracę, żeby trochę
wspomóc mamę. Zamknęła oczy i głęboko oddychając zaczęła
liczyć powoli do dziesięciu. Już czuła, że od płaczu zaczyna ją
boleć głowa. Po chwili znowu uchyliła powieki i zbliżyła się do
umywalki. Odkręciła zimną wodę i przemyła twarz. Pomogło jej to
pozbyć się łez i liczyła na to, że dzięki temu nie będzie tak
widoczne to, że płakała. Miała tendencje do tego, że mocno
czerwieniały jej okolice oczu i w dodatku lekko puchły. Dlatego
zwykle było oczywiste, że płakała. Spojrzała jeszcze raz na
własne odbicie i sięgnęła po papierowy ręcznik. W momencie, gdy
chciała się go pozbyć po osuszeniu skóry, drzwi otworzyły się,
a w pomieszczeniu pojawił się jakiś facet. Mężczyzna był już
znany szatynce, gdyż był to po prostu najmłodszy członek komisji,
przed którą niedawno stała. Przyglądał jej się chwilę bez
słowa, a gdy już otworzył usta, żeby coś powiedzieć, Avery mu
przerwała.
- Wiem, że to męska... Po prostu nie
widziałam tu żadnej łazienki dla dziewczyn... Już sobie idę.
- Poczekaj. - Avery już zginała się,
żeby podnieść swoją torbę, ale zatrzymała się w połowie i
wyprostowała. - Byłaś przed momentem na sali, prawda? -
Odpowiedziała mu kiwnięciem głowy. - Przykro mi, że tak wyszło...
Płakałaś... - Bardziej stwierdził, niż zapytał. - Muszę ci
powiedzieć, że twoje prace są naprawdę niezłe. Problem tylko w
tym, że to... Akademia... I to jedna z najstarszych... Nauczyciele
tutaj są... przywiązani do reguł... wszystko musi być... takie
jakie powinno... Niestety... Nawet nie wiesz, jak to zabija
kreatywność i indywidualizm... Najlepsze prace to te, które
najlepiej kopiują wzór... Nie smuć się, że nie udało ci się
tutaj... Możesz zawsze wrócić za rok jeśli tak bardzo ci zależy,
ale możesz też spróbować zupełnie gdzie indziej. - Uśmiechnął
się do niej lekko. Mimo całej sympatii, którą w niej wzbudził,
nie była w stanie odpowiedzieć mu tym samym.
- Ja... nie wiem, gdzie mogłabym
pójść... Złożyłam podanie tylko tutaj... Jest już za późno.
Nigdzie już mnie nie przyjmą. - Wychrypiała cicho. Mężczyzna
patrzył na nią przez moment, rozmyślając nad czymś.
- Słuchaj... - Zaczął powoli. -
Jest taka jedna szkoła... dość specyficzna, ale... na pewno nie
można powiedzieć, że tłamsi w jakikolwiek sposób indywidualizm.
Chciałabyś spróbować? - Zapytał łagodnie. Avery stała przez
parę sekund zapominając jak się mówi, aż ostatecznie pokiwała
głową. Mężczyzna uśmiechnął się i zaczął grzebać w
kieszeni spodni, wyjmując z nich po chwili telefon. Trochę zajęło
mu szukanie czegoś, ale w końcu przyłożył telefon do ucha
czekając, aż ktoś po drugiej stronie się zgłosi. Stał tak jakiś
czas, ale koniec końców zaklął cicho i odsunął urządzenie od
siebie.
- Jak potrzeba, to nie odbierze. -
Mruknął i ponownie skupił wzrok na wyświetlaczu. Powtórzył cały
proces, który tym razem zakończył się sukcesem.
- Siema, Danny. Słuchaj, mam do
ciebie sprawę... Nie... Nie, nie chodzi o to. Czy jakoś teraz w
szkole Murray'a nie ma przypadkiem rekrutacji?....... Tak, czasem
też mi się tak wydaje, ale nie chodzi mnie.... Próbowałem, ale
nie odbiera... No, tak.... Będzie? Ale jeszcze dzisiaj?.... Może
zdąży... Dobra... Wyślę ją, zobaczymy... A jutro?.... No to
najwyżej wtedy. Powie, że jest ode mnie, to niech jej nie robią
problemów w sprawie papierów, ok? ...... Dzięki stary... To na
razie. - Tyle z rozmowy usłyszała Avery, ale bardzo liczyła, że
dobrze to zinterpretowała. - Mężczyzna uśmiechnął się do niej.
- Nikt nie będzie się czepiał braku podania. W gruncie rzeczy to
są spoko ludzie i czasem myślę, że wolałbym pracować tam niż
tutaj. Ale trochę doświadczenia trzeba zebrać... No, a praca w
wielkiej, sławnej Akademii wygląda nieźle w papierach... - Na jego
twarzy pojawił się w zabawny grymas. - Słuchaj... ktoś powinien
być w tej szkole, ale nie mam pewności do której i jest możliwość,
że już nikogo tam nie ma, a może będą jeszcze jakiś czas... Jak
dasz mi kartkę, to napiszę ci adres... Jak tu się dostałaś?
- Autobusem. - Odpowiedziała
dziewczyna schylając się do torby, żeby wręczyć mężczyźnie
kartkę i długopis.
- No to wiesz, gdzie jest przystanek,
tak? - Dziewczyna pokiwała głową przyglądając się jak jej
prawdopodobny wybawca podchodzi do ściany i używając jej jako
podkładki wypisuje na papierze kilka słów. - Najlepiej pojedź
autobusem 358 albo 270... to jest przystanek, na którym musisz
wysiąść... - Zbliżył się i palcem wskazał na kartkę. - Tu
masz też adres szkoły. Budynek jest raczej charakterystyczny,
stary, z czerwonej cegły. Na pewno poznasz, a jakbyś miała
problemy to pytaj ludzi, ulica jest raczej znana, więc ludzie z
okolicy nie powinni mieć problemów ze wskazaniem, gdzie to jest. -
Mężczyzna zmierzył ją wzrokiem podając kartkę i długopis. -
Jak tu nie wytrzymam, to może jeszcze kiedyś się zobaczymy. -
Uśmiechnął się lekko i spojrzał na zegarek. - Słuchaj, muszę
lecieć, bo... sama rozumiesz... praca czeka... Idź i walcz. Nie
poddawaj się, bo to najprostsze wyjście, którego kiedyś
pożałujesz. - Kąciki ust dziewczyny w końcu uniosły się lekko,
gdy z wdzięcznością pokiwała głową.
- Dziękuję ci bardzo, nie wiem co
bym zr...
- Nie ma sprawy, cieszę się jeśli
mogłem ci pomóc.
- To ja już... nie przeszkadzam. -
Avery uśmiechnęła się na pożegnanie i schyliła się po rzeczy,
cały czas ściskając mocno kawałek papieru. Podeszła do drzwi i
już miała rękę na klamce, gdy zatrzymał ją jego głos.
- Hej! Prawie zapomniałem... powiedz, że jesteś od Alexandra Nevina.
- Hej! Prawie zapomniałem... powiedz, że jesteś od Alexandra Nevina.
- Dziękuję. Bardzo, za wszystko. -
Odezwała się poświęcając mu ostatnie spojrzenie i wyszła z
pomieszczenia. Znalazła się znowu na cichym, opustoszałym
korytarzu, gdzie bezgłośnie westchnęła i ubrała się z powrotem w swoją
kurtkę, zarzuciła plecak na plecy, a torbę i teczkę zawiesiła na
ramionach. Odnalezienie wyjścia poszło jej sprawnie, i chociaż
miała pewne problemy ze zorientowaniem się gdzie jest, szybko zdała
sobie sprawę, że drzwi, przed którymi stała są po prostu bocznym
wejściem do budynku akademii oddalonym od tego głównego o
kilkadziesiąt metrów. Pogoda nadal straszyła przechodniów,
szykując co najmniej porządny deszcz, jeśli nie burzę, ale w
momencie, gdy Avery zeskakiwała z ostatniego schodka, chodnik wciąż
był tylko wilgotny, a powietrze ciągle przeszywał chłodny wiatr.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
dajcie znać co myślicie ^^
Zaskoczylas mnie! Myslalam, ze uda jej sie a tu prosze. Dobrze, ze ten caly Alexander jej pomogl. Ciekawe co to bedzie za szkola.
OdpowiedzUsuńChcialam napisac cos jeszcze, ale chyba musze troche popracować dzisiaj, wiec do nastepnego! :-)
boże, to opowiadanie wywołało we mnie podobne emocje co youngloovers.blogspot.com mimo że dopiero zaczynasz je pisać! jdoedjoifjoeiwjo jow zajebiste czekam na rozwinięcie
OdpowiedzUsuń