sobota, 11 marca 2017

chapter twelve: it's time to start

Jak feniks z popiołu – wracam
dopiero teraz tak sobie myślę, że pisanie więcej niż jednego opowiadania naraz to głupi pomysł.
ostatni rozdział o niczym.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

W poniedziałek wszystko poszło zadziwiająco sprawnie. Może w przypadku Avery wczesne wstawanie nie było czymś zadziwiającym, jednak dziewczyna spodziewała się jakichś zawirowań (wiadomo, uciekające klucze, znikający prąd albo woda), a tymczasem o 9:30 zbiegała po schodach klatki schodowej nowego mieszkania. Zgodnie z obietnicą przed wyjściem obudziła Roxy i z lekkimi nerwami pomaszerowała w stronę szkoły. Tym razem przed ceglanym budynkiem panował dużo większy ruch niż w czasie jej ostatniej wizyty. W związku z tym, że pogoda była tego dnia znacznie spokojniejsza, główne ciężkie drewniane drzwi zostały otwarte na oścież i już z ulicy można było dostrzec ruch wewnątrz. Przy drzwiach szybko dostrzegła znajomą sylwetkę pana, z którym rozmawiała kilka dni wcześniej. Uśmiechnęła się lekko z pewną ulgą, bo prawdę mówiąc nie miała żadnej gwarancji, że bez niego ktokolwiek da wiarę tylko jej słowom „że była tu i jakiś pan ją przyjął”. Tak, to by było co najmniej dziwne. Gdy stawiała stopę na pierwszym stopniu schodów została przez niego zauważona. W oczach mignęła mu wesoła iskierka.
- Niespóźniona. Dobrze. - Mruknął. - Masz dokumenty?
- Dzień dobry. Tak... - Zaczęła, ale przerwał jej.
- Dobrze. Po inauguracji to załatwimy, dobra? I tak wszyscy będziecie w kupie siedzieć na auli... Przyjdź pod sekretariat jak już się skończy i poczekaj na mnie. Parter, po lewej stronie. Wierzę, że znajdziesz. Ma takie duże złote litery na drzwiach, które układają się w słowo: „sekretariat”. Nie „dyrektor”, nie „zastępca”, nie „dozorca”. „Sekretariat”.
- Dobrze, chyba...
- Aula na piętrze po prawej. - Znowu jej przerwał.
Avery uchyliła lekko usta chcąc coś powiedzieć, potem je zamknęła rezygnując z tego pomysłu i tylko z lekkim uśmiechem mruknęła „dziękuję” kierując się do środka budynku. Pan, którego imienia i nazwiska nadal nie znała był taki nietypowy. Trochę nieprzystępny z zewnątrz, ale dziewczynie wydawało się, że pod tą lekko najeżoną fasadą kryje się całkiem sympatyczny człowiek. Była ciekawa, co pokaże czas. W końcu będąc w szkole na pewno nieraz go spotka. Ciekawiło ją też jaką rolę pełni. Na korytarzu ruch wydawał się jeszcze większy niż przed budynkiem, ale spowodowane to było ograniczoną przestrzenią i generalnym kierunkiem studentów w stronę auli. Było parę minut przed 10, więc oficjalna inauguracja miała się rozpocząć lada chwila. Z ciekawością rozglądała się po budynku. Część ścian pokrywały prace plastyczne i zdjęcia. Trochę tak, jakby szła korytarzem klubu obklejonego plakatami zespołów, które tam występowały. Nawet studenci wydawali się jakby wyjęci z imprezy. Już na pierwszy rzut oka było widać, że jest to placówka artystyczna, bo spora część ludzi podkreślała tę odmienność jakimś akcentem w wyglądzie. I tak przewijały się różne kolory włosów, nietypowe fryzury, fragmenty tatuaży czające się za kołnierzykiem czy podwiniętym mankietem białej koszuli i kolczyki w różnych miejscach, nie mówiąc o garderobie, bo tylu interpretacji „uroczystego” ubioru Avery jeszcze nie widziała. Bez trudu znalazła się w auli idąc z resztą uczniów. Pomieszczenie mimo, że nie wydawało się zbyt duże, pomieściło całą napływającą masę ludzi. Byli tam najwyraźniej nie tylko studenci, ale również nauczyciele, którzy próbowali koordynować ruch. Szatynka ulokowała się na jednym z rozkładanych krzeseł w trzecim rzędzie, skąd miała niezły widok na podwyższoną scenę. Stała tam niewielka grupka ludzi, którzy rozmawiali ze sobą, nie przejmując się zamieszaniem panującym na auli. Wreszcie jeden z nich spojrzał na zegarek, odwrócił się w stronę widowni i podszedł do mikrofonu, który ustawiony był na środku podwyższenia. Był to mężczyzna w średnim wieku o krótko ściętych, płomiennorudych włosach i średniej długości brodzie. Chrząknął do mikrofonu i odezwał się niskim głosem z melodyjnym szkockim akcentem.
- No, możemy zaczynać? Młodzieży, siadać i słuchać... - Zrobił krótką pauzę, podczas której sala zamilkła, a ostatni stojący zajęli miejsca. - .. Witam was na inauguracji nowego roku akademickiego w Akademii Sztuk Pięknych. Jak część z was powinna zdaje się wiedzieć, ale pierwszoroczni i co poniektórzy bardziej roztargnieni może nie – Angus Murray, jestem dyrektorem tej szkoły. Mój gabinet, jakby kogoś to interesowało, jest na parterze obok sekretariatu, po lewej stronie od wejścia. Zajęcia dydaktyczne rozpoczynamy jutro o 8, dostaniecie wtedy plany zajęć w zależności od specjalności. Na drzwiach wejściowych zostanie wywieszona jedynie informacja o numerze sali, do której poszczególne grupy mają się udać. Jeśli macie pytania lub zażalenia proszę nie kierować ich do mnie tylko do sekretariatu. Panie Banks i Silva na pewno udzielą wam światłej rady we wszystkich waszych problemach. - Mężczyzna umilkł na moment i potoczył wzrokiem po sali. - Chciałem wam jeszcze tylko przypomnieć, że to, że nie mamy „królewska” w nazwie nie znaczy jeszcze, że będziemy wam odpuszczać. Proszę nie lekceważyć zajęć i zadań stawianych wam przez wykładowców. To tyle... A teraz znikajcie stąd nie powodując zniszczeń i oszczędźcie moim uszom waszej ekscytacji dzisiejszymi imprezami inauguracyjnymi, bo dobrze wiem, że je organizujecie. - Kilku uczniów zachichotało na ostatnią uwagę dyrektora. - Evans lepiej żebym nic o tobie nie słyszał.. - Burknął na koniec spoglądając na jednego z uśmiechniętych chłopaków.
Avery, oczekująca dłuższego wystąpienia, ze zdziwieniem stwierdziła, że to rzeczywiście koniec, gdy starsi studenci zaczęli się podnosić i kierować do wyjścia. Część uczniów, tak jak szatynka, będących najwyraźniej również na pierwszym roku z pewnym opóźnieniem podniosła się ze swoich miejsc. Odczekała chwilę, aż tył sali zrobi się nieco luźniejszy i ruszyła do wyjścia, a następnie na parter, pod sekretariat, by zgodnie z wytycznymi czekać. Po paru minutach wśród miotających się na korytarzu studentów pojawiła się znajoma, potężna postać, której towarzyszyła jakaś drobniejsza, acz wysoka kobieta, z którą rozmawiał.
- No to chodź. - Mruknął zbliżywszy się do Avery i otworzył przed nią drzwi sekretariatu.
- Cześć Mia. To jest panna... - Umilkł spoglądając na szatynkę.
- Avery Blaise.
- Avery Blaise, która przyszła złożyć dokumenty. Klasa rysunku i malarstwa.
- No, czyli będzie jednak komplet. Myślałam, że po tamtym chłopaku zostanie wolne miejsce...
- Tak. Panno Blaise, proszę załatwić wszystko z panią Banks i widzimy się jutro. - Mruknął i wyszedł z pokoju.
- Proszę mi dać dokument ze zdjęciem, świadectwo ukończenia szkoły średniej i trzy zdjęcia legitymacyjne. - Powiedziała kobieta przyglądając się Avery z ciekawością. - Nie ma pani na liście zgłoszeń.
- No, tak... Nie składałam tu podania... - Mruknęła zaniepokojona szatynka zastanawiając się, czy nie będzie miała w związku z tym jakichś problemów.
- No to musiała mieć pani szczęście, bo zdaje się wskoczyła akurat na miejsce kolegi, który okazał się „pożyczać” prace kolegów z akademii. A przynajmniej pojawiła się pani w idealnym momencie... Noelle Avery Blaise... - Mruknęła skanując wzrokiem jej dowód i wklepała dane dziewczyny do komputera. Przez parę minut zaległa cisza przerywana jedynie stukotem klawiszy. - Będzie musiała pani odebrać legitymację trochę później. Proszę jeszcze mi tutaj podpisać. - Powiedziała wyciągając jakiś druk i podała go dziewczynie. - No, to wszystko na razie. - Avery odzyskała swoje dokumenty i pożegnała się z panią Banks. Ze szkoły pomaszerowała odwiedzić krótko Thea, skoro już była tak blisko. Blondyn oczywiście ucieszył się jej wizytą, chociaż został przez nią obudzony, ale chętnie wysłuchał wrażeń związanych z pierwszym dniem na studiach. Theo działał na Avery uspokajająco i wzbudzał w niej pewien optymizm, a duże znaczenie miało to, że przypominał jej brata. Był tak samo roztrzepany, tak samo rozwalał się na kanapie i przez dobre pół godziny był rozespany jak jej braciszek. A dziewczynie tak naprawdę do szczęścia brakowało teraz tylko rodziny. No, może jeszcze pracy, albo stypendium, ale w tym momencie tak się tym nie przejmowała. Trochę nerwów ją opuściło, bo miała za sobą pierwszy dzień i oznaczało to tyle, że niniejszym oficjalnie czuła się studentką.

1 komentarz:

  1. Zostawiłam komentarz na wattpadzie :) na prawde cieszę sie ze wrocilas! Od razu mi lepiej! 😊😊

    OdpowiedzUsuń