Po około dwóch godzinach wspólnych
działań artystycznych, dziewczyny usłyszały nieśmiałe, ciche
pukanie do drzwi. Mama Mayi z delikatnym uśmiechem wdzięczności
odebrała córkę, przepraszając za zamieszanie i dziękując za
bezpieczne przechowanie dziecka, a Avery z uśmiechem, bo Maya
okazała się rozkosznym dzieckiem, zapewniła, że jeśli tylko
będzie potrzebowała opieki dla dziewczynki, to może bez wahania
przyjść. Nie zapytała, ale było oczywistym, że mama dziewczynki
ma problemy. Nie wiedziała z kim, z mężem, byłym, ojcem Mayi czy
kimś jeszcze innym, ale nie chciała też wdawać się w tą
dyskusję przy dziecku. Po wyjściu sąsiadki szatynka szybko
zerknęła na zegarek i zastanawiając się czy nadal ma to sens,
narzuciła płaszcz, porwała torbę i poleciała szukać
restauracji. Trochę się po drodze pogubiła, ale w końcu dotarła
pod adres wypisany na świstku papieru. Budynek wyglądał na
zadbany, ponad szerokimi drzwiami wejściowymi wisiał duży neonowy
szyld z nazwą The Blue Jay, który nadawał całej ulicy lekko
niebieskawej poświaty. Na chodniku ustawiła się niewielka kolejka,
ale przybywający ludzie dosyć płynnie wchodzili do środka.
Ochroniarzowi stojącemu przed wejściem wyjaśniła, że przyszła w
sprawie pracy, a on bez większych problemów, po okazaniu dowodu
tożsamości wpuścił ją do środka. Przekraczając próg
pomyślała, że być może to dobry znak, bo oferta musiała być
nadal aktualna. Jednak jej optymizm trochę przygasł, gdy tylko
wciągnęła lekki zapach alkoholu i dymu papierosowego, najpierw
słabo wyczuwalny, ale im dalej się posuwała, tym atmosfera stawała
się gęstsza. Ze słowem kelnerka kojarzyła jej się raczej praca w
kawiarni czy restauracji, a tymczasem dopiero chwilę po wejściu
zorientowała się, że był to klub i poważnie zastanawiała się
nad wycofaniem się, ale mimo to mocno zdezorientowana przedzierała
się przez tłum osób, próbując znaleźć drogę do kogoś, kto
mógłby jej udzielić jakichś informacji. Właściwie to podskórnie
czuła, że nie powinna iść dalej. Powinna zawrócić i
zrezygnować. Ale coś, może ta potrzeba zdobycia pracy, która ją
ostatnio tak męczyła, za głęboko wryła się dziewczynie w
podświadomość i pchała ją naprzód. Po drodze została kilka
razy szturchnięta, ale doszła wreszcie do baru i przekrzykując
muzykę zapytała wysokiego szatyna kto może jej powiedzieć coś na
temat pracy. Chłopak najpierw się zdziwił przyglądając się
Avery, ale po chwili jakby zrozumiał o co chodzi i ręką wskazał
jej, żeby usiadła na stołku przy barze i zaczekała. Odszedł i
nie było go kilka minut, a kiedy wrócił powiedział, że musiałaby
poczekać jakiś czas, bo ktoś odpowiedzialny za sprawy kadrowe ma
dopiero przyjść. Chciał w ramach rekompensaty postawić jej
drinka, ale dziewczyna podziękowała i ostatecznie stanęła przed
nią wysoka szklanka z wodą. Barman uśmiechnął się do niej i
poszedł pomóc obsługiwać innych klientów drugiemu mężczyźnie
stojącemu za barem. Avery obserwowała ich zgrabne ruchy i
niechętnie zerkała na gęstniejący tłum zmagając się z chęcią
opuszczenia tego miejsca. Po krótkiej chwili zrobiło jej się
stanowczo za ciepło i zdjęła płaszcz, a chłopak, z którym
wcześniej rozmawiała wskazał jej szatnię, gdzie podobno
bezpiecznie mogła ulokować swoje okrycie. Przez jakiś czas
zastanawiała się czy nie lepiej by zrobiła zakładając kurtkę i
wychodząc, ale jednak zeskoczyła z wysokiego krzesła i zaczęła
znowu mozolną drogę przez tłum w stronę drzwi, za którymi miała
być szatnia. Droga powrotna do baru wydawała się jej jeszcze
gorsza. Gdy wreszcie ponownie wdrapała się na stołek i z
frustracją przeczesała włosy palcami, barman zbliżył się do
niej i powiedział:
- Nie martw się. Powinien zaraz przyjść... Na pewno chcesz tu pracować? Wydajesz się... nie być zachwycona tym... - Machnął na tłum ludzi.
- No, trochę... za tłoczno... ee... tak prawdę mówiąc myślałam, że to bardziej... restauracja czy coś...
- I jednak chcesz?
- Taaaaa.... bardziej „potrzebuję” niż „chcę”... a pracę na weekendy trochę trudno znaleźć...
- A, rozumiem... Wiesz, będzie mi miło jak się przyłączysz do załogi. - Chłopak posłał jej zabawny uśmiech.
- Lou, za co ci płacą? Weź się do pracy. Czemu ja sam obsługuję wszystkich facetów?- Drugi barman przemknął za plecami chłopaka i sięgnął po jakąś butelkę stojącą pod ladą.
- Może bardziej się im podobasz niż ja... - Chłopak zwany Lou wywrócił oczami i mrugnął do Avery zanim obydwaj się oddalili. Przez jakiś czas przy barze panował na tyle duży ruch, że miotali się próbując opanować wszystkie zamówienia, a Avery znowu niechętnie spojrzała na tłum bawiących się ludzi. Jakby znowu ich przybyło, a ubyło powietrza. Powachlowała się dłonią, ale nie dało to wielkiego efektu.
- Jeszcze wody? - Spytał barman przechodząc bliżej dziewczyny.
- Nie, dzięki, chyba na chwilę wyjdę, bo duszno tu, a... tego człowieka jeszcze nie ma?
- Nie, chyba nie...
Zeskoczyła z krzesła i po raz kolejny zaczęła przedzierać się w stronę wyjścia. Nie poszła po płaszcz, tylko prosto na korytarz, gdzie oddychało się trochę lepiej, ale dopiero gdy owiał ją chłodny powiew na ulicy przed klubem zrobiło jej się lepiej.
- Co, tak gorąco w środku? - Zagadnął ochroniarz stojący przy wejściu.
- Raczej duszno. - Mruknęła.
- A to ty... jak tam rozmowa o pracę?
- Na razie nijak, bo nie ma kogoś za to odpowiedzialnego, więc czekam...
- To dziwne, zwykle Ethan był już o tej godzinie... Ale może coś go opóźniło...
- Tak... Chłopak przy barze mówił, że powinien się niedługo pojawić...
Stała tak parę chwil, w ciągu których ochroniarz wpuścił kolejne osoby i przegonił grupkę niepełnoletnich imprezowiczów, ale wreszcie odczuła chłód wieczornego powietrza i zdecydowała się wrócić do środka. Kolejne przedzieranie się przez tłum ludzi przyprawiło ją prawie o płacz, bo przy jej niewielkim wzroście była po prostu prawie niezauważalna dla bawiących się, więc zdecydowała się spróbować obejść tłum trzymając się blisko ściany, gdzie przynajmniej była w stanie przesuwać się w stronę baru. Była już nie tak daleko, gdy poczuła mocny uścisk na jednym, a potem drugim nadgarstku. Jakby miało ją to utwierdzić to w przekonaniu, że przychodzenie tu było kiepskim pomysłem. Zerknęła przez ramię, próbując wyrwać się z uścisku jak myślała pijanego faceta, ale jej oczom ukazał się zdecydowanie trzeźwy, wysoki chłopak z kpiącym uśmiechem na ustach. Gdy wyrównał z nią krok zdała sobie sprawę, że jej sytuację pogarsza fakt, że drugą jej rękę trzyma inny facet. Pięknie, dwóch na jedną, pomyślała i poczuła ukłucie. W dziewczynę uderzyła fala adrenaliny i strachu, gdy kątem oka zobaczyła, jak mężczyzna po prawej chowa do kieszeni strzykawkę. Nie, nie, nie! To jest jakiś głupi żart! Znowu spróbowała się wyrwać, na co zimne palce tylko mocniej wbiły się w jej skórę.
- Nie martw się. Powinien zaraz przyjść... Na pewno chcesz tu pracować? Wydajesz się... nie być zachwycona tym... - Machnął na tłum ludzi.
- No, trochę... za tłoczno... ee... tak prawdę mówiąc myślałam, że to bardziej... restauracja czy coś...
- I jednak chcesz?
- Taaaaa.... bardziej „potrzebuję” niż „chcę”... a pracę na weekendy trochę trudno znaleźć...
- A, rozumiem... Wiesz, będzie mi miło jak się przyłączysz do załogi. - Chłopak posłał jej zabawny uśmiech.
- Lou, za co ci płacą? Weź się do pracy. Czemu ja sam obsługuję wszystkich facetów?- Drugi barman przemknął za plecami chłopaka i sięgnął po jakąś butelkę stojącą pod ladą.
- Może bardziej się im podobasz niż ja... - Chłopak zwany Lou wywrócił oczami i mrugnął do Avery zanim obydwaj się oddalili. Przez jakiś czas przy barze panował na tyle duży ruch, że miotali się próbując opanować wszystkie zamówienia, a Avery znowu niechętnie spojrzała na tłum bawiących się ludzi. Jakby znowu ich przybyło, a ubyło powietrza. Powachlowała się dłonią, ale nie dało to wielkiego efektu.
- Jeszcze wody? - Spytał barman przechodząc bliżej dziewczyny.
- Nie, dzięki, chyba na chwilę wyjdę, bo duszno tu, a... tego człowieka jeszcze nie ma?
- Nie, chyba nie...
Zeskoczyła z krzesła i po raz kolejny zaczęła przedzierać się w stronę wyjścia. Nie poszła po płaszcz, tylko prosto na korytarz, gdzie oddychało się trochę lepiej, ale dopiero gdy owiał ją chłodny powiew na ulicy przed klubem zrobiło jej się lepiej.
- Co, tak gorąco w środku? - Zagadnął ochroniarz stojący przy wejściu.
- Raczej duszno. - Mruknęła.
- A to ty... jak tam rozmowa o pracę?
- Na razie nijak, bo nie ma kogoś za to odpowiedzialnego, więc czekam...
- To dziwne, zwykle Ethan był już o tej godzinie... Ale może coś go opóźniło...
- Tak... Chłopak przy barze mówił, że powinien się niedługo pojawić...
Stała tak parę chwil, w ciągu których ochroniarz wpuścił kolejne osoby i przegonił grupkę niepełnoletnich imprezowiczów, ale wreszcie odczuła chłód wieczornego powietrza i zdecydowała się wrócić do środka. Kolejne przedzieranie się przez tłum ludzi przyprawiło ją prawie o płacz, bo przy jej niewielkim wzroście była po prostu prawie niezauważalna dla bawiących się, więc zdecydowała się spróbować obejść tłum trzymając się blisko ściany, gdzie przynajmniej była w stanie przesuwać się w stronę baru. Była już nie tak daleko, gdy poczuła mocny uścisk na jednym, a potem drugim nadgarstku. Jakby miało ją to utwierdzić to w przekonaniu, że przychodzenie tu było kiepskim pomysłem. Zerknęła przez ramię, próbując wyrwać się z uścisku jak myślała pijanego faceta, ale jej oczom ukazał się zdecydowanie trzeźwy, wysoki chłopak z kpiącym uśmiechem na ustach. Gdy wyrównał z nią krok zdała sobie sprawę, że jej sytuację pogarsza fakt, że drugą jej rękę trzyma inny facet. Pięknie, dwóch na jedną, pomyślała i poczuła ukłucie. W dziewczynę uderzyła fala adrenaliny i strachu, gdy kątem oka zobaczyła, jak mężczyzna po prawej chowa do kieszeni strzykawkę. Nie, nie, nie! To jest jakiś głupi żart! Znowu spróbowała się wyrwać, na co zimne palce tylko mocniej wbiły się w jej skórę.
- Spokojnie, mała. - usłyszała głos
obok ucha.
No jasne, daj mi drugą taką
strzykawkę i sam sobie bądź spokojny. Ponowiła próbę
wyszarpnięcia się i w końcu tego nieszczęsnego wieczoru dopisało
jej szczęście, gdy grupka pijanych ludzi przepchnęła się w mało
skoordynowany sposób koło nich, potrącając przy okazji chłopaka
po prawej. Jakby ze zdziwienia, ten po lewej stronie lekko rozluźnił
uchwyt na jej nadgarstku, z czego szybko skorzystała. Wyrwała rękę
i pobiegła, próbując prześlizgnąć się pomiędzy ludźmi, przed
siebie, prosto na bar. Wejście za bar nie było niczym zagrodzone z
boku, więc nie zmieniając toru biegu wleciała za ladę. Zatrzymała
się dopiero dzięki ramionom barmana, który akurat odwrócił się
w jej stronę. Chyba musiała mieć jakieś omamy, bo pomimo muzyki
wydawało jej się, że słyszy za plecami ciężkie kroki, które w
momencie rozmyły się zagłuszone jakąś piosenką. Zrobiło jej
się słabo i sennie, ale podniosła jeszcze wzrok na barmana, widząc
w nim swoją ostatnią nadzieję. Zawiesiła na nim przestraszone
spojrzenie i poczuła jak gdyby ześlizgiwała się poniżej poziomu
podłogi, gdy nogi odmówiły jej posłuszeństwa, a potem... już
nie było nic.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
zabawne, na końcu tego rozdziału jest scena, od której to całe opowiadanie się zaczęło - pierwsza scena jaką napisałam ;)
do środy!
do środy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz