niedziela, 9 sierpnia 2015

chapter eight: he fuckin' didn't love me.

cześć
wiem, że krótko, ale...
 nie mam wymówki... po prostu jeszcze nie napisałam dalej
oswajajcie się ze specyfiką Roxy, bo będzie się często pojawiać ^^

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


Droga do mieszkania chłopaka Roxy zajęła dziewczynom dobre czterdzieści minut, przez które Avery zdążyła wyrobić sobie pewną opinię na temat czarnowłosej. Na pewno była najenergiczniejszą i najbardziej zakręconą osobą jaką było jej dane poznać. Dowiedziała się kilku faktów z jej życia, chociaż były one tylko zgrabnie wplecione w wiązankę przekleństw i narzekań pod adresem byłego chłopaka brunetki, Nate'a. W drodze Roxy wykonała telefon do tajemniczego Evana, który miał zjawić się za jakiś czas pod blokiem, do którego zmierzały dziewczyny i pomóc im wynieść i przewieźć rzeczy Roxy. Mieszkanie mieściło się w jednym z kilku podobnych do siebie szarych bloków stojących w dwóch rzędach po obu stronach ulicy. Roxy chwilę przetrząsała torbę w poszukiwaniu kluczy, pod nosem znowu rzucając wiązankę przekleństw na chłopaka, aż wreszcie usłyszały brzęk metalu, który pozwolił im znaleźć się najpierw na ciemnej klatce schodowej, a później w ciasnym korytarzu niewielkiego mieszkania.
- No, to jesteśmy... - Westchnęła Roxy rzucając torbę na podłogę. - Chodź, potrzebuję opuścić to miejsce najszybciej jak się da.
Szybkim krokiem skierowała się do drzwi po lewej stronie korytarza i pchnęła je energicznie. Avery powoli podążyła za nią zaglądając do pomieszczenia. Była to sypialnia z dwuosobowym łóżkiem na środku. Ściany były w dziwnym odcieniu fioletu, a podłogę okrywał ciemny dywan. W pomieszczeniu znajdowała się także duża szafa, trzy niewielkie szafki i kilka półek, na których poukładane były najróżniejsze przedmioty od książek przez wszelkiego typu drobiazgi aż do pluszaków. W czasie gdy Avery rozglądała się po pokoju, Roxy przykucnęła przy łóżku i wyciągnęła spod niego duży plecak i jakieś torby.
- Idę zgarnąć kosmetyki z łazienki, zaraz wrócę, a jakbyś mogła to wygrzeb w międzyczasie rzeczy z tej szafki i wrzuć je do torby. - Brunetka wskazała na jedną z szafek stojącą najbliżej łóżka i podała Avery torbę. Szatynka pokiwała lekko głową, ale zanim zdążyła się odezwać czy ruszyć, jej towarzyszki już nie było. Siadła na podłodze przed niewielkim meblem, otworzyła drzwiczki, które ukazały kłębowisko ciuchów i systematycznie składając w kostkę każde ubranie w ciągu kilku minut opróżniła szafkę.
- Czy ty właśnie złożyłaś wszystkie te rzeczy? - Zszokowany głos zza jej pleców kazał jej się obrócić.
- Tak...
- Wyglądają jak złożone... - Roxy przyjrzała się z ciekawością torbie stojącej obok szafki.
- Tak...
- Dlaczego mi nigdy to nie wychodzi?! - W głosie brunetki mieszały się zrezygnowanie, złość i frustracja. Avery patrzyła na stojącą przed nią dziewczynę nie wiedząc co powiedzieć. - Mniejsza z tym. - Machnęła dłonią, a ton jej głosu nagle się uspokoił. - Wyciągnę rzeczy jeszcze z szafy i zostawię je tobie do włożenia do plecaka.
Przez kolejne kilkanaście minut Roxy przerzucała ubrania w szafie, którą dzieliła z chłopakiem, wybierając swoje rzeczy, a jego wyrzucając na ziemię, dopóki nie opróżniła jej do końca. Swoje ubrania kładła na stos obok Avery, która ulokowała się na łóżku i pod baczną obserwacją brunetki, która łypała na nią wzrokiem zdziwionego bazyliszka, układała porządnie wszystko, wypełniając plecak. Gdy skończyły z ubraniami, Roxy zabrała się za przegląd półek i już bez większego przejmowania się porządkiem, po kolei wrzucała do torby wszystko, co uznała za niewarte zostawienia na pastwę jej byłego. Wyjątkiem były niczemu winne pluszaki, które w liczbie trzech zajmowały ostatnią z półek, które przeszukiwała brunetka. Przez moment wpatrywała się w nie przygryzając wargę, by po chwili z bardzo zaciętym wyrazem twarzy zgarnąć dwa misie trzymające serduszka z napisem „Kocham Cię” i różowego, puchatego króliczka.
- Wcale mnie, kurwa, nie kochał! Świnia! - Krzyknęła ze złością, rzucając przytulanki na podłogę. - Zdradzał mnie z tą suką! - Chwyciła za szufladę wsuniętą w stojącą niedaleko szafkę gwałtownie ją otwierając i wyciągnęła ze środka nożyczki. - Pewnie ją teraz pieprzy ten jebany, zdradliwy chuj! - Upadła na podłogę i z całą siłą wbiła nożyczki w większego misia. - Od pół roku! Kurwa mać! Jaka ja jestem głupia! Świnia, wredny, cholerny... - W czasie pozbawiania kończyn różowego króliczka na policzkach brunetki zalśniły łzy, a jej głos się załamał. Avery, która dotychczas obserwowała poczynania Roxy z lekko uchylonymi ustami nie wiedząc czy powinna jakoś wtrącać się w ten napad szału, ześlizgnęła się z łóżka i przyklęknęła przy dziewczynie, która zalewając się łzami mocowała się z głową królika. Szatynka położyła dłoń na plecach Roxy i zaczęła je lekko masować.
- Wiesz... powiedziałabym szkoda twoich łez na takiego idiotę, ale... czasem lepiej jest wyrzucić wszystko z siebie, żeby móc rozpocząć życie od nowa. - Powiedziała cicho, gdy brunetka nieco się uspokoiła, a wokół niej walały się już tylko kawałki pluszu i waty służącej wcześniej za wypełnienie.
- Kurwa, przepraszam cię. To jest po prostu...
- Spokojnie. Powiedz mi tylko, czy już lepiej? - Brunetka pokiwała głową i starła z policzków ślady łez. - To chodź. - Avery wstała i wyciągnęła ręce, żeby pomóc podnieść się dziewczynie. - Zebrałaś już wszystko? - Roxy pokiwała lekko głową rzucając okiem na pomieszczenie. - No to dobrze. Teraz pora na nowy etap. Znajdziemy nowe mieszkanie i nową pracę. Zaczniemy nowy rok akademicki. Wszystko będzie super. - Szatynka uśmiechnęła się lekko do swojej towarzyszki, która odpowiedziała jej tym samym. - To co? Dasz znać temu twojemu... eee.... Evanowi, że jesteśmy gotowe?
- Na pewno czeka już pod blokiem. - Roxy podciągnęła nosem i zgarnęła telefon z łóżka. - Evan... jesteś już?... To rusz cztery litery na górę.
Evan okazał się dosyć sympatycznym niskim szatynem, który pomógł im znieść torby i plecak, a następnie zawiózł dziewczyny pod hostel kierując się wskazówkami Avery, ale tam zostawił je, stwierdzając, że musi jeszcze gdzieś jechać. Z pewnym trudem, ale udało im się samodzielnie wtachać wszystkie bagaże do środka kamienicy. Torby zostawiły w korytarzu i poszły na recepcję odszukać blondyna.
- Theo!
- Wróciłaś już? - Odezwał się zdziwiony głos, ale samego chłopaka nigdzie nie było widać. Dopiero, gdy weszły głębiej ich oczom ukazał się blondyn, który właśnie przeciągał się na kanapie odwracając się w ich stronę. - Myślałem, że zajmie ci to... - Chłopak zamilkł gdy jego oczy natrafiły na stojącą obok Avery Roxy. - Yyyyy... Cześć... ja... eee... ykhym.... - Blondyn zaczął się niespodziewanie jąkać, ale za to jego zaspane oczy otworzyły się szeroko, a on sam szybko usiadł na kanapie i wyprostował się, próbując przygładzić trochę rozczochrane włosy.
- To jest Theo. - Powiedziała uśmiechnięta Avery wyręczając chłopaka, który po tym przedstawieniu wstał i podszedł z lekko speszonym uśmiechem na twarzy do Roxy i wyciągnął do niej rękę.
- Roxy. - Dziewczyna z szerokim uśmiechem uścisnęła dłoń chłopaka.
- Cóż... plany się nieco zmieniły... Roxy też chce tu pomieszkać. Widzisz jaką dobrą reklamę ci robię? Kiedy ostatnio miałeś takie tłumy?
- To ile tu mieszka osób? - Zapytała brunetka rozglądając się po wnętrzu.
- Wiesz jak mówią: troje to już tłum.
Theo w ramach poprawiania swojego wizerunku wniósł wszystkie bagaże Roxy na górę, do pokoju obok tego, który zajmowała Avery. Resztę popołudnia i wieczór spędzili siedząc w trójkę po prostu gadając o tym jak Theo znalazł się w tym dziwnym hostelu, z czego Roxy musiała zrezygnować dla faceta czy obrażając profesorów akademii, którzy odrzucili niezaprzeczalny talent Avery. Wieczorem zamówili pizze i colą wznosili toasty za powodzenie studiów dziewczyn i podwyżkę dla Theo, który, jak również ustalili, powinien dostawać też premię za poziom nudy w pracy. Postanowili nie martwić się przez te kilka godzin o pieniądze, mieszkanie, perspektywy na przyszłość tylko cieszyć się swoją obecnością. Cieszyć się tym, że w ciągu doby troje nieznanych sobie ludzi stało się prawie jak najlepsi przyjaciele.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
 

4 komentarze:

  1. O Boże jak ja tesknilam!!!!!!
    Szkoda mi Roxy. Biedna musiala tyle sie nacierpiec przez faceta. Dobrze, ze go zostawila. Cos czuje, ze Theo chetnie sie nia zajmie :)
    I w ogole fajnie, ze znaleźli siebie. Zostawa pewnie przyjaciolmi, cala ich trojka. Fajnie tak.
    Ciekawe kiedy Avery znajdzie swoja milosc... I ktoz to bedzie :)
    Koncze, bo zostawilam sobie na sam koniec Ivy :)
    Buziaaaaaaki sle i czekam na następny! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Roxy jest specyficzną, ale myślę, że generalnie bardzo pozytywną bohaterką :) ale ona była zaplanowana praktycznie od początku, a Theo to taki spontaniczny wytwór ;P a co do Avery to już prawie prawie dochodzimy do takiej głownej akcji ^^
    :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej dopiero zaczęłam czytać to opowiadanie i bardzo bardzo mi się podoba. Szkoda że tak rzadko dodajesz ale mam nadzieje że następny będzie szybciej. Nie mogę się doczekać kiedy pojawi się Zayn. :)

    MiniMini

    OdpowiedzUsuń