Oniemiała Avery wraz z narzekającym
cicho mężczyzną opuściła budynek szkoły. Jej towarzysz
poświęcił jej ostatnie spojrzenie mrucząc tylko pod nosem coś w
stylu: „zmykaj do domu” i oddalił się w przeciwnym kierunku niż
ten, z którego przyszła szatynka. Dziewczyna zatrzymała się przy
rogu szkoły, mimo coraz bardziej porywistego wiatru. Powinna czuć
szczęście, ale musiało ono jeszcze nie dotrzeć do jej
świadomości, więc zamiast niego odczuwała ulgę. Może nie poszło
dokładnie tak jak miało, ale z drugiej strony poszło dużo lepiej
niż mogło, bo ostatecznie przez jakiś czas myślała, że już
musi wracać, bo nie załapała się do szkoły. Jednak zaraz po
odczuciu ulgi, do jej głowy zaczął wkradać się kolejny niepokój.
Przez moment nie mogła wybadać czego dotyczył, do chwili, gdy
pierwsza kropla zimnej wody nie dotknęła skóry jej policzka. No
tak! Przecież zaraz zacznie się porządna ulewa, która zapowiada
się na taką z rodzaju nie do przeczekania pod jakimś daszkiem czy
w sklepie. Tym bardziej, że zbliżała się osiemnasta i z powodu
ciemnych chmur wyglądało jakby była prawie noc. Avery rozejrzała
się wokół i dostrzegła naprzeciwko mały sklep spożywczy, który
musiał być otwarty, bo w środku paliło się światło, a przez
szybę widać było jakąś osobę krzątającą się wewnątrz.
Szatynka poprawiła torbę, która zaczynała spadać z jej ramienia
i upewniając się, że nie wskoczy komuś prosto pod koła
przebiegła na drugą stronę ulicy. Miała szczęście, bo zdążyła
praktycznie w ostatniej chwili przed zamknięciem, bo, jak wynikało
z tabliczki przyczepionej do szklanej witryny, sklep czynny był do
osiemnastej. Pchnęła drzwi, a do jej uszu dotarł cichy dźwięk
dzwoneczka umieszczonego nad wejściem. Uśmiechnęła się do
kobiety w średnim wieku, która stała za ladą i ustawiała na niej
jakieś pudełka ze słodyczami, na których widok dziewczyna
przypomniała sobie, że właściwie od rana nic nie jadła. Wnętrze
nie było specjalnie wielkie, ale na półkach ustawionych pod
ścianami i na środku sklepu znajdowały się wszystkie podstawowe
produkty spożywcze. Avery zrobiła kilka kroków wgłąb
pomieszczenia i złapała tam dwie ostatnie drożdżówki, które
cudem ostały się do tak późnej pory, chociaż spowodowane to było
prawdopodobnie pogodą i niechęcią ludzi do wychodzenia z domów w
takich warunkach. Zmierzając do kasy zgarnęła jeszcze małą
butelkę wody i położyła wszystko na ladzie. Kasjerka
odpowiedziała na lekki uśmiech dziewczyny i podała sumę za
zakupy.
- Nie wie pani przypadkiem, czy gdzieś w pobliżu nie ma jakiegoś taniego hotelu? - Szatynka zapytała zgodnie ze swoim planem, podając kobiecie pieniądze.
- No nie ma co... Wybrałaś sobie niezłą pogodę na podróże. - Westchnęła sprzedawczyni i zwęziła wargi w cienką linię marszcząc przy tym brwi. Przez moment w pomieszczeniu zapanowała na powrót cisza, która jednak została szybko przerwana. - Jakieś... dziesięć minut stąd piechotą powinien byś taki mały hostelik... z tego, co słyszałam nie ma tam super warunków, ale zawsze to dach nad głową... o ile jeszcze działa, bo tego nie jestem pewna.
- A jak tam dojść?
- To będzie... kawałek tą ulicą w prawo po wyjściu i chyba przy takim niewielkim skwerku musiałabyś skręcić znowu w prawo. Ten hostel jest zdaje się przy tamtej ulicy, tylko chwilę się tam idzie, ale na pewno była tam jakaś tablica z informacją, bo nie pamiętam jaki to mógłby być numer. Musisz szukać tablicy, bo obawiam się, że to jest jedna z kamienic, która niczym się nie wyróżnia. To jest dziesięć, może piętnaście minut drogi. Tylko... no, jak mówię... mogli go już zamknąć...
- Trudno, i tak nie mam specjalnie innych opcji. Bardzo pani dziękuję. - Szatynka spakowała zakupy i rzucając krótkie „do widzenia” wyszła ze sklepu. Cieszyła się, że instrukcja jak ma iść była raczej krótka, bo porywisty wiatr i pojedyncze krople spadające z nieba wyjątkowo ją rozpraszały. Szybko stawiała kroki, od czasu do czasu podbiegając, szczególnie wtedy, gdy zbliżająca się burza dawała o sobie znać głośnymi grzmotami, które słychać było w coraz mniejszych odstępach po błyskawicach rozświetlających prawie czarne niebo. W dość szybkim tempie dotarła do skweru, na którym rosło kilka małych drzewek i trochę przywiędłych już kwiatów otaczających dwie ławki, z których schodziła czerwona farba. Według wskazówek skręciła w tym momencie ponownie w prawo i znalazła się na węższej, zupełnie opustoszałej uliczce. Budynki przy niej stojące były dosyć zaniedbane, ale pewnie częściowo była to kwestia ich wieku i długiego okresu bez renowacji. Podobne do siebie, szarawe kamienice, z których tynk odpadał w niektórych miejscach, Avery mijała przez dobre dziesięć minut. Gdy wreszcie stwierdziła, że idzie trochę za długo, biorąc pod uwagę jej szybkie tempo, odwróciła się i mimo już padającego deszczu, zaczęła iść wolniej dokładnie skanując mijane budynki. Wreszcie po parudziesięciu metrach zobaczyła niewielki znak w postaci czerwonej strzałki z napisem „Noclegi”. Tabliczka była powieszona w tak dziwaczny sposób, że dziewczyna przestała się dziwić, że idąc z drugiej strony przegapiła ją. Poza tym niewielkim znakiem nic nie wskazywało na to, że wewnątrz mieści się hostel. Właściwie mogło go już nie być, bo cała ulica wyglądała na wyludnioną. Szatynka nie miała jednak nic do stracenia, tym bardziej, że deszcz z mżawki stawał się coraz bardziej regularny i gęsty, więc szybko wbiegła na schodki i nie widząc nigdzie żadnego dzwonka, pchnęła podniszczone drzwi, które ustąpiły jej z lekkim skrzypnięciem. Przez moment naprawdę myślała, że budynek jest opuszczony, ale dopiero gdy jej oczy przyzwyczaiły się do ciemności zauważyła, że niewielki korytarz, na którym się znalazła, oświetlony jest kilkoma świecami postawionymi na stoliku po lewej stronie korytarza. No tak, czego mogła się spodziewać. Brak światła. Burza... Skierowała się głębiej, gdzie zza uchylonych drzwi dochodził jaśniejszy blask ciepłych refleksów migoczących na ścianie. Przeszła do kolejnego pomieszczenia, które musiało pełnić rolę recepcji. W kącie stały dwa skórzane fotele i niewielki, okrągły stoliczek pomiędzy nimi, a naprzeciw ustawiona została lada z ciemnego drewna, na której stało kilka świec. Za ladą, na jakimś wysokim krześle, siedział mężczyzna, właściwie chłopak, który nie mógł być wiele starszy od Avery, wyglądający na wyjątkowo znudzonego, i podpierał się na ramieniu, które opierał o blat. Jego twarz oświetlona była zimnym, niebieskim światłem padającym z telefonu, który trzymał w drugiej dłoni. Avery przez moment stała bez ruchu, ale nie doczekała się żadnej reakcji na swoje wtargnięcie do tego dziwnego miejsca, więc podeszła bliżej.
- Cześć. Czy.... eeee... tu nadal są noclegi? - Odezwała się, sprawiając tym samym, że ciemny blondyn wzdrygnął się i dopiero skupił na niej uwagę. Na jakiś czas zapadła cisza, w ciągu której oboje mierzyli się wzrokiem. - Już nieaktualne czy może pomyliłam...
- Noclegi. Tak. - Chłopak w końcu się otrząsnął i pokiwał głową. - Przepraszam. Nie spodziewałem się nikogo o takiej porze i przy takiej pogodzie. W dodatku wysiadło światło... No i drzwi... ee... myślałem, że są zamknięte.. ale najwyraźniej nie są...
- No, nie są. - Avery uśmiechnęła się lekko do zakłopotanego blondyna. - To jak? Bo naprawdę wizja wychodzenia z powrotem na zewnątrz nie bardzo mnie bawi.
- Tak! Właściwie to prawie wszystkie pokoje są teraz wolne, w sezonie jeszcze od czasu do czasu jacyś studenci się przypałętali, ale teraz już są pustki. Na długo chcesz zostać?
- Nie wiem... Dzisiaj na pewno... A potem zobaczę...
- Nie jesteś stąd, co?
- Nie... Studia. Tylko jeszcze niczego nie pozałatwiałam. - Chłopak pokiwał ze zrozumieniem głową.
- No to chodź, dam ci najlepszy pokój jaki mam. - Powiedział uśmiechając się beztrosko i sięgnął pod ladę, skąd wyciągnął klucze. - No, może powinienem powiedzieć: najmniej zniszczony. Ale za to cena odpowiada wygodom, więc... - Wstał i podszedł bliżej dziewczyny wyciągając do niej rękę. - Jestem Theo. Witaj w naszych walących się progach. - Blondyn skłonił się lekko.
- Avery. - Dziewczyna uścisnęła dłoń chłopaka uśmiechając się do niego szeroko.
- Chodź za mną. Aha.... albo poczekaj chwilę... zamknę tylko drzwi wejściowe. - Theo zniknął na moment na korytarzu, ale równie szybko powrócił i powiódł szatynkę do drzwi, które prowadziły na klatkę schodową. Weszli na piętro, gdzie chłopak otworzył najbliższe schodom drzwi. Uchylił je i wsadził klucz od wewnętrznej strony pokoju, a sam wycofał się i wziął jedną ze świec oświetlających korytarz, które ustawione były na półce zawieszonej nisko na jednej ze ścian.
- Już rzucam trochę światła. - Mruknął znikając w ciemności. Avery stała w progu, dopóki wnętrze pomieszczenia nie wypełniło się ciepłym blaskiem. Jak się okazało, na stoliku, który stał mniej więcej na środku pokoju, blondyn ustawił kilka grubych świec, które pozapalał tą wziętą z korytarza.
- No, jak widzisz... łóżko jest... jak przystało na „apartament” jest nawet mała łazienka, ale teraz będzie tu tylko zimna woda, przez brak prądu... To jak? Może być? - Zapytał uśmiechając się do dziewczyny.
- Jest idealnie. - Westchnęła i posłała chłopakowi ciepły uśmiech.
- To co? Zostawiam cię. Jak się namyślisz ile chcesz zostać, to wtedy się rozliczymy, dobra? No to... dobranoc. Jakbyś czegoś potrzebowała, to będę na dole, krzycz to przyjdę. - Odezwał się kierując się powoli do wyjścia.
- Dzięki. Dobranoc. - Avery ostatni raz wyszczerzyła się do blondyna i zamknęła za nim drzwi przekręcając je na klucz.
- Będę pilnował, żeby nikt cię nie ukradł! - Zaraz gdy tylko rozległ się charakterystyczny dźwięk zaskakiwania zamka, usłyszała zza drzwi krzyk chłopaka, a zaraz potem jego śmiech i oddalający się odgłos zeskakiwania ze schodów. Na trochę zakurzonej podłodze koło łóżka położyła wszystkie targane ze sobą bagaże i, mimo wcale nie tak później godziny, bo było jeszcze przed dziewiętnastą, ziewając zdjęła buty i momentalnie po zakopaniu się w pościel, zasnęła z delikatnym uśmiechem na ustach.
- Nie wie pani przypadkiem, czy gdzieś w pobliżu nie ma jakiegoś taniego hotelu? - Szatynka zapytała zgodnie ze swoim planem, podając kobiecie pieniądze.
- No nie ma co... Wybrałaś sobie niezłą pogodę na podróże. - Westchnęła sprzedawczyni i zwęziła wargi w cienką linię marszcząc przy tym brwi. Przez moment w pomieszczeniu zapanowała na powrót cisza, która jednak została szybko przerwana. - Jakieś... dziesięć minut stąd piechotą powinien byś taki mały hostelik... z tego, co słyszałam nie ma tam super warunków, ale zawsze to dach nad głową... o ile jeszcze działa, bo tego nie jestem pewna.
- A jak tam dojść?
- To będzie... kawałek tą ulicą w prawo po wyjściu i chyba przy takim niewielkim skwerku musiałabyś skręcić znowu w prawo. Ten hostel jest zdaje się przy tamtej ulicy, tylko chwilę się tam idzie, ale na pewno była tam jakaś tablica z informacją, bo nie pamiętam jaki to mógłby być numer. Musisz szukać tablicy, bo obawiam się, że to jest jedna z kamienic, która niczym się nie wyróżnia. To jest dziesięć, może piętnaście minut drogi. Tylko... no, jak mówię... mogli go już zamknąć...
- Trudno, i tak nie mam specjalnie innych opcji. Bardzo pani dziękuję. - Szatynka spakowała zakupy i rzucając krótkie „do widzenia” wyszła ze sklepu. Cieszyła się, że instrukcja jak ma iść była raczej krótka, bo porywisty wiatr i pojedyncze krople spadające z nieba wyjątkowo ją rozpraszały. Szybko stawiała kroki, od czasu do czasu podbiegając, szczególnie wtedy, gdy zbliżająca się burza dawała o sobie znać głośnymi grzmotami, które słychać było w coraz mniejszych odstępach po błyskawicach rozświetlających prawie czarne niebo. W dość szybkim tempie dotarła do skweru, na którym rosło kilka małych drzewek i trochę przywiędłych już kwiatów otaczających dwie ławki, z których schodziła czerwona farba. Według wskazówek skręciła w tym momencie ponownie w prawo i znalazła się na węższej, zupełnie opustoszałej uliczce. Budynki przy niej stojące były dosyć zaniedbane, ale pewnie częściowo była to kwestia ich wieku i długiego okresu bez renowacji. Podobne do siebie, szarawe kamienice, z których tynk odpadał w niektórych miejscach, Avery mijała przez dobre dziesięć minut. Gdy wreszcie stwierdziła, że idzie trochę za długo, biorąc pod uwagę jej szybkie tempo, odwróciła się i mimo już padającego deszczu, zaczęła iść wolniej dokładnie skanując mijane budynki. Wreszcie po parudziesięciu metrach zobaczyła niewielki znak w postaci czerwonej strzałki z napisem „Noclegi”. Tabliczka była powieszona w tak dziwaczny sposób, że dziewczyna przestała się dziwić, że idąc z drugiej strony przegapiła ją. Poza tym niewielkim znakiem nic nie wskazywało na to, że wewnątrz mieści się hostel. Właściwie mogło go już nie być, bo cała ulica wyglądała na wyludnioną. Szatynka nie miała jednak nic do stracenia, tym bardziej, że deszcz z mżawki stawał się coraz bardziej regularny i gęsty, więc szybko wbiegła na schodki i nie widząc nigdzie żadnego dzwonka, pchnęła podniszczone drzwi, które ustąpiły jej z lekkim skrzypnięciem. Przez moment naprawdę myślała, że budynek jest opuszczony, ale dopiero gdy jej oczy przyzwyczaiły się do ciemności zauważyła, że niewielki korytarz, na którym się znalazła, oświetlony jest kilkoma świecami postawionymi na stoliku po lewej stronie korytarza. No tak, czego mogła się spodziewać. Brak światła. Burza... Skierowała się głębiej, gdzie zza uchylonych drzwi dochodził jaśniejszy blask ciepłych refleksów migoczących na ścianie. Przeszła do kolejnego pomieszczenia, które musiało pełnić rolę recepcji. W kącie stały dwa skórzane fotele i niewielki, okrągły stoliczek pomiędzy nimi, a naprzeciw ustawiona została lada z ciemnego drewna, na której stało kilka świec. Za ladą, na jakimś wysokim krześle, siedział mężczyzna, właściwie chłopak, który nie mógł być wiele starszy od Avery, wyglądający na wyjątkowo znudzonego, i podpierał się na ramieniu, które opierał o blat. Jego twarz oświetlona była zimnym, niebieskim światłem padającym z telefonu, który trzymał w drugiej dłoni. Avery przez moment stała bez ruchu, ale nie doczekała się żadnej reakcji na swoje wtargnięcie do tego dziwnego miejsca, więc podeszła bliżej.
- Cześć. Czy.... eeee... tu nadal są noclegi? - Odezwała się, sprawiając tym samym, że ciemny blondyn wzdrygnął się i dopiero skupił na niej uwagę. Na jakiś czas zapadła cisza, w ciągu której oboje mierzyli się wzrokiem. - Już nieaktualne czy może pomyliłam...
- Noclegi. Tak. - Chłopak w końcu się otrząsnął i pokiwał głową. - Przepraszam. Nie spodziewałem się nikogo o takiej porze i przy takiej pogodzie. W dodatku wysiadło światło... No i drzwi... ee... myślałem, że są zamknięte.. ale najwyraźniej nie są...
- No, nie są. - Avery uśmiechnęła się lekko do zakłopotanego blondyna. - To jak? Bo naprawdę wizja wychodzenia z powrotem na zewnątrz nie bardzo mnie bawi.
- Tak! Właściwie to prawie wszystkie pokoje są teraz wolne, w sezonie jeszcze od czasu do czasu jacyś studenci się przypałętali, ale teraz już są pustki. Na długo chcesz zostać?
- Nie wiem... Dzisiaj na pewno... A potem zobaczę...
- Nie jesteś stąd, co?
- Nie... Studia. Tylko jeszcze niczego nie pozałatwiałam. - Chłopak pokiwał ze zrozumieniem głową.
- No to chodź, dam ci najlepszy pokój jaki mam. - Powiedział uśmiechając się beztrosko i sięgnął pod ladę, skąd wyciągnął klucze. - No, może powinienem powiedzieć: najmniej zniszczony. Ale za to cena odpowiada wygodom, więc... - Wstał i podszedł bliżej dziewczyny wyciągając do niej rękę. - Jestem Theo. Witaj w naszych walących się progach. - Blondyn skłonił się lekko.
- Avery. - Dziewczyna uścisnęła dłoń chłopaka uśmiechając się do niego szeroko.
- Chodź za mną. Aha.... albo poczekaj chwilę... zamknę tylko drzwi wejściowe. - Theo zniknął na moment na korytarzu, ale równie szybko powrócił i powiódł szatynkę do drzwi, które prowadziły na klatkę schodową. Weszli na piętro, gdzie chłopak otworzył najbliższe schodom drzwi. Uchylił je i wsadził klucz od wewnętrznej strony pokoju, a sam wycofał się i wziął jedną ze świec oświetlających korytarz, które ustawione były na półce zawieszonej nisko na jednej ze ścian.
- Już rzucam trochę światła. - Mruknął znikając w ciemności. Avery stała w progu, dopóki wnętrze pomieszczenia nie wypełniło się ciepłym blaskiem. Jak się okazało, na stoliku, który stał mniej więcej na środku pokoju, blondyn ustawił kilka grubych świec, które pozapalał tą wziętą z korytarza.
- No, jak widzisz... łóżko jest... jak przystało na „apartament” jest nawet mała łazienka, ale teraz będzie tu tylko zimna woda, przez brak prądu... To jak? Może być? - Zapytał uśmiechając się do dziewczyny.
- Jest idealnie. - Westchnęła i posłała chłopakowi ciepły uśmiech.
- To co? Zostawiam cię. Jak się namyślisz ile chcesz zostać, to wtedy się rozliczymy, dobra? No to... dobranoc. Jakbyś czegoś potrzebowała, to będę na dole, krzycz to przyjdę. - Odezwał się kierując się powoli do wyjścia.
- Dzięki. Dobranoc. - Avery ostatni raz wyszczerzyła się do blondyna i zamknęła za nim drzwi przekręcając je na klucz.
- Będę pilnował, żeby nikt cię nie ukradł! - Zaraz gdy tylko rozległ się charakterystyczny dźwięk zaskakiwania zamka, usłyszała zza drzwi krzyk chłopaka, a zaraz potem jego śmiech i oddalający się odgłos zeskakiwania ze schodów. Na trochę zakurzonej podłodze koło łóżka położyła wszystkie targane ze sobą bagaże i, mimo wcale nie tak później godziny, bo było jeszcze przed dziewiętnastą, ziewając zdjęła buty i momentalnie po zakopaniu się w pościel, zasnęła z delikatnym uśmiechem na ustach.
Biedna w taka ulewe musiala szukac noclegu. Dobrze, ze znalazla ten hostelik. Ciekawe czy ten chlopak okaze sie sympatyczny czy jednak jakims psycholem. Hihi. Jestem ciekawa nastepnego rozdzialu :)
OdpowiedzUsuńAha, mam zapierdol w pracy i dlatego tak krótko :) nie gniewaj sie!!
Usuńspokojnie, jak mi napiszesz, że z lenistwa krótki komentarz piszesz, to wiedz, że absolutnie się nie będę gniewać, a co dopiero, jak masz ciężko w pracy (chociaż mam nadzieję, że wiesz jak bardzo lubię Twoje komentarze, więc czym dłuższe, tym mój banan na twarzy jest bardziej zakręcony :D)
UsuńJestem tutaj nowa i powiem, bardzo dobrze idzie ci pisanie, jest gładko, temat jest rozwinięty, ale jedyne co przeszkadza mi czytać to brak akapitów i te mały litery. O wiele lepiej cały tekst by wyglądał jakby był większy i ogarnięty. Ale ogólnie jest naprawdę dobrze :)
OdpowiedzUsuńplus polecam poszukać jakiegoś fajnego szablonu :) również cały blog wyglądałby inaczej i zachęcał do czytania :)
OdpowiedzUsuńdodaję nowy rozdział, mam nadzieję, że będzie się lepiej czytać :D dzięki za uwagi i komentarz ^^ jakby co to pisz co myślisz, a ja postaram się w miarę możliwości zastosować się do uwag :)
Usuńco do szablonu, to chcę coś z tym zrobić, ale jakoś ciągle nie mam czasu, więc jak na razie zostawiłam szablon najbardziej odpowiadający mi kolorem. Jak będę miała więcej czasu (co swoją drogą chyba szybko nie nastąpi :P) to się za to wezmę ^^
dziękuję Ci bardzo jeszcze raz i trzymaj się :D